Andrzej Borowiec, Chłopak z Warszawy, 2017
"- Po prawie pięciu latach bezustannej i trudnej walki podziemnej - mówił - stoicie teraz jawnie, z bronią w rękach, gotowi przywrócić wolność naszej ojczyźnie i ukarać niemieckich złoczyńców za zbrodnie terroru popełnione na polskiej ziemi. (...) Panował niemal wakacyjny nastrój. Rozpostarto polskie flagi, dziewczyny całowały powstańców odzianych w świeżo zdobyte panterki, żony przynosiły szklanki zimnej herbaty, piekarze oferowali chleb. A wieści cały czas były tylko lepsze."
Jak co roku w sierpniu wracam do książek opisujących z różnych perspektyw Powstanie Warszawskie. Tym razem sięgnęłam po znalezione w bibliotece wspomnienia Andrzeja Borowca, który należał w młodości do Armii Krajowej i jako szesnastolatek brał udział w powstaniu. To bezcenne, kiedy o konkretnym wydarzeniu można zdobyć informacje z pierwszej ręki, czyli od kogoś kto brał w nich udział. Takich świadków jest już dzisiaj coraz mniej, upływ czasu jest nieubłagalny dlatego bardzo cenię sobie ocalającą moc literatury.
Książka "Chłopiec z Warszawy" nie skupia się tylko na powstaniu. To bardziej biograficzny zapis autora. Borowiec zaczyna swoją opowieść od 1934 raku. Dzięki temu możemy przyjrzeć się jak dorastał syn pułkownika Wojska Polskiego, jakie panowały w Polsce nastroje przed wojną i w końcu co działo się z ludnością cywilną na począku wojennej okupacji kraju. Zanim młody Andrzej wstąpił w szeregi konspiracji przetrwał oblężenie Lwowa.
Opowieść o uczestnictwie w Powstaniu Warszawskiem to wątek poprowadzony następującymi po sobie etapami. Począwszy od entuzjazmu i satysfakcji z walki po przerażenie, wyczerpanie i kapitulację. Autor wędrował kanałami, brał udział w kilku znaczących akcjach, należał do Batalionu "Zośka". Jego historia pełna jest różnego rodzaju szczegółów z życia powstańca podparta historyczną wiedzą na temat przebiegu walk. Zrozumiałam dzięki temu kilka znaczących decyzji podejmowanych przez dowódzcę Tadeusza Bora - Komorowskiego. W książce można znaleźć sporo czarno-białych, dobrze opisanych zdjęć zrobionych wówczas w Warszawie. Wszystko to bardzo dobrze się dopełnia. Barwny styl narracji cały czas sprawiał, że przed oczami miałam film Jana Komasy "Miasto 44".
Widzę - czytam raczej - publikacja ciekawa. Tytuł zapiszę, ale do czytania też mam niestety wiele innych. Pozdrawiam po kilkugodzinnym wyjeździe ;)
OdpowiedzUsuń