Paweł Sołtys, Mikrotyki, 2017
"Idzie w końcu dziadek chłopca, wielbiciel snu i pieca, byłby on i z Tołstoja, gdyby nie rok siedemnasty, a potem rozkułaczanie. Prawdę powiedziawszy-ledwo zipie. Nie umrzyj mi, chłopie, pomiędzy szalami. Nie umrzyj mi jedną nogą w pamięci, a drugą w nieznanym. Mam wystarczająco dużo niepozałatwianych spraw ze wspomnieniami i wyobraźnią." (Grudzień w obcym mieście)
Na okładce drzwi, które trzeba otworzyć, aby zanurzyć się w mikro-prozie Pawła Sołtysa. Każde z tych krótkich opowiadań przynosi trochę zdziwienia. Autor w oryginalny sposób opowiada o ludziach, nad którymi zazwyczaj wcale się nie zastanawiamy, mijamy ich na ulicy, ale raczej nie odwracamy się w ich stronę. Powszechnie jednak wiadomo, że każdy nosi w sobie historie do opowiedzenia i tutaj właśnie dostajemy możliwość aby ich posłuchać.
Spodobał mi się metaforyczny język autora-debiutanta. Niektóre frazy trzeba rozłupywać i rozdrabniać aby je zrozumieć. Styl nieśpieszny, obrazowy, oryginalny, misternie tkane powiązania między tekstami. Jednak historie same w sobie nie konieczne mnie uwiodły. Nie przyciągają do siebie a nawet miejscami wydawały się nużące. W tym zbiorze zdecydowanie najbardziej podobał mi się wyrafinowany język i zabawa słowem. Dla mnie to jego główny atut.
Bardzo dobra, treściwa recenzja. Lubię takie. A książka jakoś tak wprost dla mnie idealna, do przeczytania. Pozdrawiam z mokrego Południa Polski :)
OdpowiedzUsuń