Anna Herbich, Dziewczyny
z Syberii, 2015
„Po naszym cierpieniu, po całym koszmarze sowieckiego
ludobójstwa nie miał pozostać nawet ślad. Tak jakby to się nigdy nie wydarzyło.
Ale przecież my pamiętamy. A po nas pamiętać będą kolejne pokolenia.”
(Natalia Zarzyska)
Na jeden długi dzień wzięłam do ręki łagrowe wspomnienia kobiet,
które przetrwały obozowe piekło na Syberii. Dziesięć ocalonych opowiada o
swojej brutalnie przerwanej, pięknej, niewinnej młodości. Koszmarne
sowieckie wspomnienia kontrastują z tlącym się jeszcze w głowie czasem sprzed
wojny. Wzmacnia i potęguje to przekaz tej książki. Wzbudza niebywałe refleksje
i każe zastanowić się nad nieprzewidywalnością ludzkich losów.
„Z zamożnej, czystej Polski nagle przeniesiono nas do
jakiegoś wielkiego grajdołu. Moje ręce nawykły do gry na fortepianie, a teraz
musiałam przenosić nimi ciężkie belki.”
Polki, którym oddano tutaj głos często pochodzą z utraconych
bezpowrotnie Kresów. Ożywają na chwilę w mojej głowie minione czasy, kiedy w
Lwowie i Wilnie mówiono po polsku. Historie bohaterek książki Anny Herbich są niebywałe i przerażające. Kobiety te zostały skazane na zesłanie jako zdrajczynie
narodu często nawet po 1945 roku. Któraś z nich przyznaje, że czas po wojnie
był jeszcze gorszy niż samo jej trwanie.
Druzgocące w większości opowieści o niesprawiedliwym
wyroku, torturach, długiej podróży na Sybir, ciężkiej pracy i nieludzkich
warunkach życia często przeplata opowieść o małym szczęściu, które towarzyszyło
opowiadającym. W końcu dzięki niemu, przetrwały i mogą dziś opowiadać. Z szacunku
dla tych, którym się to nie udało, należy przeczytać tę książkę i chwilę pomilczeć
po zakończeniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz