Alexandra
Tobor, Minigolf Paradiso, 2016
„Woher
soll ich denn wissen, wohin ich gehen soll, wenn ich nicht mal weiß, woher ich
komme?“
Książka Aleksandry Tobor podoba mi się z wielu powodów.
Podejmuje całe mnóstwo ważnych dla mnie tematów. To lekka proza o niebanalnych sprawach. Główną bohaterką jest samotna, urodzona w Polsce a wychowana w Niemczech
szesnastolatka. Dziewczyna niespodziewanie odkrywa jedną z wielkich rodzinnych
tajemnic. Uważany za zmarłego dziadek żyje i sprawi, że beznadziejnie zapowiadające
się wakacje staną się niezapomnianą przygodą, która zmieni nie tylko samą
główną bohaterkę, ale także całą jej przyszłość.
Autorka posługuje się młodzieżowym językiem, a ponieważ rzadko
czytuję takie książki, dobrze się przy niej bawiłam. Jednak napisana z
niebywałym poczuciem humoru opowieść nie tylko rozbawia, wzbudza też różnego
rodzaju poważne refleksje. Bohaterowie są tu świetnie skonstruowani. Ich
osobowość współgra z wyglądem, językiem jakim się posługują i tym co sobą reprezentują. A ponieważ są to wyjątkowo
oryginalne osoby, jak na przykład zgermanizowana mama Grażyna, która każe mówić
na siebie Grece, szalony dziadek w stroju Elvisa czy babcia, u której w ogrodzie
wiszą lalki na drzewach, powieść cały czas trzyma w napięciu.
Główna bohaterka to jedynaczka Malina, która zmaga się z
pogubioną tożsamością. Dziewczyna nie znając swoich korzeni ani przeszłości własnej
rodziny, czuje się w pewien sposób "upośledzona". Nie potrafi być szczęśliwa gdy
mama wmawia jej, że powinna być kimś innym niż jest. Dziwnie się poczułam, gdy obserwowałam
moment, kiedy dziecko zaczyna być mądrzejsze i inteligentniejsze od rodzica. Na
szczęście Malina bierze sprawy w swoje ręce i postanawia zmierzyć się z ukrywaną
przez mamę historią rodzinną.
Kolejnym ciekawym aspektem jest akcja powieści. Lata dziewięćdziesiąte
to również czasy mojej młodości, które wzbudziły we mnie tutaj swego rodzaju
nostalgię. Polska z kart tej powieści to zabobonna wieś, ale spodobało mi się,
że autorka, nota bene Niemka polskiego pochodzenia, nawiązuje do mitologii słowiańskiej
powołując do życia „Utopki” i inne mniejsze demony.
Jednym słowem w książce Tobor oprócz tytułu podoba mi się
wszystko. To opowieść o tym, z jakimi problemami tożsamościowymi muszą zmierzyć
się dzieci emigrantów (co osobiście dotyczy mnie i moich dzieci), o tym jak
ważne wbrew pozorom jest pochodzenie i rodzina, jak też o tym, że czasem warto
odważyć się i wziąć sprawy w swoje ręce, gdy w życiu coś uwiera i nie daje
spokoju, niczym niepoukładane puzzle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz