„Bozia chodziła
wokół domu. Czasami weszła na drzewo, czasami zaszurała w trawie, trochę
poszarpała za ogrodzenie i trochę postukała w rynny.”
(s.65)
Kolejna książka Małeckiego, która wbija mnie w fotel i
nie pozostawia obojętnym. Jak to się dzieje, że można pochylić się nad z pozoru
zwyczajną historią i oprószyć ją magicznością, aby uduchowić zwyczajną polską wioskę? Autor Dygotu robi to z lekkością, dlatego w ciemno kupię wszystko
co napisze. Nawet jeśli powtarza w swoich kolejnych książkach te same motywy i używa
podobnej poetyki. A może właśnie dlatego. Co dobre trzeba powielać.
W Rdzy głównym bohaterem jest siedmioletni Szymon, który dorasta
naznaczony wielką rodzinną tragedią. Wychowuje go babcia Tosia, której życie i uczucia poznajemy za sprawą skoków do przeszłości, w czasy jej dzieciństwa i młodości. Dwa
plany czasowe dały możliwość szerokiego spojrzenia nie tylko na życie
bohaterów, ale również na historyczne wydarzenia, które są tłem powieści i nijako
wyznaczają losy postaci. Podoba mi się charakterystyczne dla Małeckiego konstruowanie charakterów
kolejnych osób. Często najpierw poznajemy
ich w teraźniejszości a potem cofamy się w przeszłość, dzięki czemu lepiej można
zaobserwować źródła motywów ich poczynań. To psychologiczne podejście
sugerujące, że wszystko co robimy dziś ma swoje uzasadnienie w naszej przeszłości.
Nic nie wynika z niczego. Wszystko skądś się bierze, nawet jeśli mielibyśmy
szukać kilka pokoleń wstecz.
Problematyka powieści ma szerokie spektrum. Pojawia się
tu zataczająca niespodziewane koło próba przetrwania przyjaźni z dzieciństwa, jest bliski i destrukcyjny związek z naturą, która zawsze wygrywa, jest miłość
i nienawiść aż w końcu wszystko to co towarzyszy nam na co dzień. Bolączki i sukcesy,
wybory i decyzje a między tym niezwykły zmysł autora, który jest świetnym
obserwatorem ludzi, skoro każdego ze swoich bohaterów potrafi obdarzyć tak niesamowitą
realnością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz