niedziela, 28 stycznia 2018

Rymowana Masłowska

Dorota Masłowska, Paw królowej, 2005




„Była sobie złota rybka, powiedz Patrycha, czemu jesteś taka brzydka, raz niósł Grzegorz kij, kto ci zrobił twój rozszczepiony ryj, stała na przystanku wiata, Patrychę rucha jej tata. Stał na ulicy ford fiat, ją rucha jej brat. Niósł raz dziadek puzon, Patrychę ruchał kuzyn. Była w rzece tama, Patrychę rucha jej mama.”



W końcu dowiedziałam się za co Dorota Masłowska dostała kiedyś Literacką Nagrodę Nike! Długo omijałam tę książkę, dopiero wersja na czytniku dała się przeczytać. To znaczy prawie dała. Rzadko przerywam lekturę w połowie, bo jednak każdej, którą zaczynam czytać daję szansę do samego końca. Często dopiero druga połowa utworu pozytywnie mnie zaskakuje. Tym razem jednak nie dało się doczytać. Nie tylko o sam nowatorski i definitywnie nieliteracki język mi chodzi, ale w głównej mierze o treść i sens a raczej ich brak. W pewnym momencie zorientowałam się, że częstotliwość występowania słów penis i pochwa niebezpiecznie wzrasta. Nie potrafiłam dłużej tego czytać i po prostu skapitulowałam. Nie dałam rady dobrnąć do końca, nie odczułam potrzeby dawania tej książce szansy na przekonania mnie do siebie w drugiej połowie.

Masłowska zrównała literaturę z brukiem. Afabularna „powieść” mająca być paszkwilem świata mediów i celebrytów została pozbawiona literackiej treści. Fakt, że czyta się szybko i lekko wcale nie oznacza, że przyjemnie. Słownictwo z rynsztoka bulwersuje mnie już od pierwszej strony. Momentami nawet wstydziłam się czytać. Użyte przez autorkę słowa raczej nigdy nie przewijają się przez moją głowę i wolałabym, żeby tak zostało. Zniesmacza mnie już samo czytanie tego w myślach. Nie wiem dlaczego, nie wiem po co i nie wiem do kogo pisze Dorota Masłowska. Jeśli tu gdzieś istnieje jakieś drugie dno…to niestety nie zostałam wtajemniczona. Nic nie odkryłam w pierwszej połowie książki. Spodobały mi się tylko rymy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz