Daniel Odija, Wojciech Stefaniec, Stolp, 2017
„Spróbujemy objąć morze i czas, nie starczy nam ramion.
W
przeciwieństwie do mózgu, który mieści się w dłoni, czas i morze nie mieszczą
się w mózgu.”
Bardzo się ucieszyłam, kiedy najnowsza książka Daniela
Odiji w końcu do mnie dotarła. Byłam jej strasznie ciekawa, głównie dlatego, że
prawie wcale nie czytuję komiksów. Jest to dzieło wielkie i ciężkie. Ze względu na format
książka nie mieści się w torebce do pracy, trzeba czytać w domu. Po pierwszym
przejrzeniu zgroza. Rysunki Wojciecha Stefańca przerażają.
Kolorystyka, kształty, kontrasty - wszystko krzyczy. Po przekartkowaniu wzrasta
apetyt na treść i wiadomo już na pewno, że zanurzamy się w chaosie, koszmarze –
Odija i Stefaniec stworzyli thriller jakich mało.
Stolp to główny bohater, mieszkaniec ponurego miasta
Bardo.
Nie ma książki Odiji bez złowrogiego szumu morza i „kłujących jak igły”
krzyków mew. Już od początku to one właśnie wprowadzają nastrój grozy. Okazuje
się, że wpadliśmy w sam środek miasta z przyszłości, które ocalało po strasznej
powodzi, ale umiera z każdym dniem. Kwaśne deszcze zaburzyły naturę, gatunki
zwierząt wymierają, mnożą się za to wszechobecne owady. Nie to jednak, ani fakt
codziennych trzęsień ziemi jest największą tragedią mieszkańców Bardo. Chyba
jeszcze okropniejsza jest świadomość, że od dziesięciu lat nie rodzą się
dzieci. Moja wyobraźnia od razu wybiega poza kadry rysunków Stefańca. Jak
okropne musi być życie bez śmiechu i okrzyków dzieci na ulicach, z pustymi
placami zabaw, głuchymi szkołami, nieużywanymi porodówkami w szpitalach. Jak
smutni muszą być ludzie nie znający dziecięcej radości
i bijącej z oczu dzieci energii do życia. Nie dziwi mnie więc fakt, że Bardo
stoi nad przepaścią.
Atmosfera grozy gęstnieje z każdą stroną, pojawiają się
coraz bardziej niepokojące fakty i coraz bardziej przerażający bohaterowie, jak
chociażby dwupułciowce. Aby zapobiec katastrofie demograficznej, rząd wymyślił „program
ocalenia gatunku” zmuszając rodziców do oddawania ostatnich dzieci. Ponadto
ludzie tworzą dwuletnie klony tzw. zamienniki, które walczą o przedłużenie
czasu ważności, inni, z tęsknoty za zwierzętami, drukują sobie wirtualny hologram
np. kota.
Między tym wszystkim po ulicach miasta chodzi w miarę
normalny, przygnębiony Stolp i stara się przetrwać. Ma nawet potencjał aby „uratować
świat”. Czy mu się to uda nie wiadomo, wiadomo jednak, że powstaną kolejne
części komiksu.
Mimo grozy, która bije słowem i obrazem na każdej
stronie, nieco rozbawił mnie ten świat, w którym jedzenie podaje się w
tabletkach a ludzie mogą porozumiewać się za pomocą „strumieni myśli”. Treściwość
przekazu sprzyja krótkim, filozoficznym sentencjom, jakich w tej powieści
graficznej znalazłam sporo. Odija tworzy zanurzone w głębokiej symbolice sformułowania.
Przez co cała opowieść staje się jedną wielką metaforą. Przestrogą przed
przyszłością. Koniec otwiera nadzieję, liczę więc na bardziej optymistyczne
kolejne części komiksu.
„Wspomnienia nie istnieją, skoro nie ma komu ich przekazywać.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz