"Nie w Polsce, i zrozum, ja, kurwa, kocham ten kraj, kocham bardziej niż matkę, bo Polska trochę jak matka jest, matka Polka, głucha, zalatana i wiecznie najebana. Kocha nas, ale tak po swojemu, rozumiesz, kurwa?"
Powieść Łukasza Orbitowskiego intryguje nie tylko okładką i tytułem ale również treścią i formą. Proza opowiedziana z męskiego punktu widzenia trzyma w napięciu i wciąga w pokręcony świat głównego bohatera. Na początku wiemy tylko tyle, że Janek ucieka z Polski. Oczyszcza swoje konto w banku, niszczy dowód osobisty, wyrzuca telefon komórkowy i udaje się do Berlina z nadzieją, że nikt go nie znajdzie ani nie rozpozna. Będzie uciekał jeszcze dalej, do Słowenii i
Grecji a czytelnik towarzysząc mu w tej podróży ma odczytywać pozostawione przez narratora tropy, starając się odgadnąć - przed czym ucieka Janek.
Akcja powieści rozgrywa się w trzech planach czasowych. Oprócz teraźniejszości głównego bohatera mamy retrospekcje opowiadające o jego przeszłości oraz powtarzający się, rozrastający za każdym razem w nowe treści obraz pewnego wydarzenia z życia Janka. Dzięki tak zmyślnej konstrukcji książkę czyta się bardzo zachłannie, próbując dociec przyczyn ucieczki mężczyzny i jednocześnie rozgryźć jego osobowość.
Spodobało mi się przedstawienie współczesnego pokolenia Polaków i Europejczyków. Orbitowski porusza swoją prozą kilka ważnych, aktualnych tematów (jak chociażby temat obozu dla uchodźców). Ciekawie obrazuje relacje międzyludzkie (młode małżeństwo, teściowa, dorosły syn i matka, ojcostwo). Dla mnie to ciekawa powieść psychologiczna, warto się w nią zagłębić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz