"Żyła od ukłucia do ukłucia, od święta do święta, od jednej wypłaty do następnej, a Klemens nadal nie pasował do świata: ciągle kaleczył się o niego, potykał, uderzał. Jego ciało pokrywały sińce."
Świat, który przedstawia w swoich książkach Jakub Małecki jest pełen drobiazgów. Zawsze kiedy czytam jego kolejną powieść przez kilka dni też zaczynam dostrzegać miniaturowe szczegóły rzeczywistości. Lubię ten stan i lubię zanurzać się w oryginalną narrację tych książek. Zwyczajni ludzie na chwilę okazują się być jednak wyjątkowi. Nikt nie idzie to opowieść o dwóch kobietach i dwóch mężczyznach. Przyglądamy się życiu Marzeny, kolekcjonerce fontann, obserwujemy jej niepełnosprawnego syna Klemensa i parę przyjaciół pasjonata Japonii Igora i zagubioną Olgę.
Przedzieramy się przez życie bohaterów oczywiście jak zawsze u Małeckiego niechronologicznie. Bardzo dziwi mnie fakt, że mimo tego, iż ich losy są naprawdę do przesady zwyczajne, to jednak sposób w jaki zostali opisani zachwyca. Styl i narracja sprawiają, że płynie się po tej prozie z zachłannością i lekkością. Sposób budowania kolejnych postaci o tutaj mistrzostwo. Często to samo zdarzenie poznajemy z punktu widzenia różnych osób. Narrator z łatwością potraf przedstawić świat oczami dziecka, kobiety lub mężczyzny. Chyba właśnie to podoba mi się tu najbardziej. Możliwość postrzegania świata na różne sposoby.
Dzięki za recenzję, świetna :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam nic jeszcze od tego autora i chcę to nadrobić :)
OdpowiedzUsuńhttp://whothatgirl.blogspot.com
Koniecznie! Polecam zacząć od Dygotu (to moja ulubiona Małeckiego)
Usuń