Dan Brown, Początek,
2017
„W pańskim świecie sztuki klasycznej dzieła są podziwiane za kunszt
wykonania i umiejętności artysty, innymi słowy, oceniamy sprawność, z jaką
twórca operuje pędzlem albo dłutem. W dziełach sztuki współczesnej najczęściej
chodzi o koncept. Raczej podziwiamy pomysł niż wykonanie. Weźmy przykład
symfonii Kleina. Czterdziestopięciominutowy utwór składający się z jednego
akordu i ciszy skomponować może każdy, ale to Yves Klein wpadł na ten pomysł.”
(s.51)
Cztery lata Dan Brown kazał czekać na piątą książkę o przygodach profesora
Langdona. Tym razem akcję powieści autor umiejscowił w Hiszpanii. A ponieważ to
mój ulubiony europejski kraj zasiadłam do powieści z wielką przyjemnością.
Brown znowu dostarcza czytelnikowi niesamowitych wrażeń wraz z solidną dawką
wiedzy. W Początku zabawił się
najnowocześniejszymi technologiami komputerowymi czyniąc „sztuczną
inteligencję” jednym z głównych bohaterów.
Schemat jakim Brown operuje przy pisaniu swoich bestsellerowych powieści
jest zawsze taki sam. W książce nie zaskoczy więc ani śmiertelnie ważna sprawa,
ani wynajęty morderca depczący głównym bohaterom po piętach, ani duchowni wmieszani
w całą aferę ani tym bardziej piękna kobieta u boku profesora ikonografii. Wszystko
tak jak zawsze. Te same są również emocje towarzyszące typowemu dla książek
Browna wyścigowi z czasem. Nie wiem czemu, ale po raz siódmy czy ósmy to
wszystko wciąż na mnie działa. Nie będę więc wcale marudzić, że znowu to samo.
Dzieje się dużo, bo oto w Muzeum Guggenheima w Bilbao odbywa się
prezentacja wielkiego konstruktora, odkrywcy i futurysty Edmonda Kirscha, która
ma wstrząsnąć światem. Profesor Langdon jest na zamkniętej liście zaproszonych
na nią gości (chociaż transmisja ze spotkania i tak jest udostępniona w Internecie).
Wieczór nie przebiega jednak zgodnie z planem i wielka, tajemnicza prezentacja
nie zostaje ujawniona. Langdon razem ze zmysłową dyrektorką muzeum wyruszają do
Barcelony aby uratować odkrycie Kirscha i pokazać je światu.
Tematycznie powieść ta zainteresowała mnie z wielu stron. Spodobał mi się kontrast
między malarstwem klasycznym a współczesnym, ciekawie przedstawione zostały nowinki
technologiczne, inteligentny komputer, aż w końcu cudowna Hiszpania, Gaudi i piękna
Barcelona. Czego chcieć więcej. Czułam się jakbym tam była, w mieszkaniu Kircha
na Casa Mila i na krętych schodach w Segradzie Familii, którymi kiedyś
wspinałam się na sam szczyt jednej z wieżyczek.
Samo odkrycie mające dać odpowiedzi na fundamentalne pytania: Skąd
przyszliśmy? Dokąd idziemy? Nie wstrząsnęło mną aż tak jak powinno. Napięcie i
atmosfera tajemniczości, ważności odkrycia Kircha, które towarzyszą
czytelnikowi od pierwszych stron okazują się trochę przesadzone. No ale czego się
nie robi dla suspensu.
UWAGA SPOILER
„Istoty ludzkie ewoluują – oznajmił. – Stajemy się gatunkiem hybrydowym,
fuzją biologii z technologią. Te same narzędzia, które dziś funkcjonują poza
naszym ciałem, jak smartfony, aparaty słuchowe, okulary korekcyjne i większość
lekarstw, za pięćdziesiąt lat zostaną zintegrowane z naszym organizmem w takim
stopniu, że nie będziemy już mogli uznawać się za Homo sapiens. (…) Nowe
technologie, jak cybernetyka, syntetyczna inteligencja, krionika, inżynieria
molekularna i wirtualna rzeczywistość na zawsze odmienią istotę
człowieczeństwa.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz