Doris Lessing, Lato przed zmierzchem, 1973
Tytuł
oryginału: The Summer Before the Dark
„Kate zawsze zgadzała się z Mery, kiedy ta mówiła: „Dlaczego
miałybyśmy ograniczać swoją osobowość, nie powinno się pozwalać zięciom, aby
nas tyranizowały”, w istocie jednak pozwalała na to zawsze, stale ograniczała
swoją osobowość. Nie zauważyła jednak, aby jej dzieci były z tego powodu choć
trochę lepsze niż dzieci Mary Finchley.” (s.14)
Trudno mi pisać o książce noblistki. Z jednej strony
wydaje się bardzo interesująca, przemyślenia czterdziestoletniej matki powinny
mnie zaciekawić i tak też momentami było. Całości jednak czegoś zabrakło. Spowodowało to, że trochę nudziłam się podczas czytania. Akcja powieści toczy się
bardzo sennie, większość stanowią rozmyślania, wspomnienia i rozterki głównej
bohaterki. Dopóki nie zaczęła zdradzać męża mogłam się jeszcze z nią utożsamić.
Potem już mnie tylko denerwowała.
Kate jest spełnioną matką czwórki prawie już dorosłych
dzieci. Za sprawą nowej pracy zaczyna powoli wracać do aktywności zawodowej a raczej "poza domowej". Opowieść z pozoru powinna więc dawać motywację do
wyrwania się z codziennej rutyny i odnajdowania siebie na nowo. Dużo matek
potrzebuje dobrych przykładów jak można po wychowaniu dzieci (albo w trakcie)
zadbać też o siebie i swoją kobiecość. Moje nastawienie w tym przypadku nie
było dobre. Książka Lessing o tym nie jest.
Psychologiczno-filozoficzne rozmyślania i podsumowania dojrzałej
kobiety to próba zmierzenia się z własnym wnętrzem, wywarzenia priorytetów w życiu
i głęboka analiza własnej osobowości. Wydaje mi się, że jest to książka, która
nie będzie zrozumiała dla mężczyzn. Chyba tylko my kobiety rozpoznamy drugie
dno rozmyślań Kate. To na pewno jest główna siła tej powieści. Kompendium kobiecej
tożsamości. Może okazała się dla mnie za gruba, może za dużo tu słów. Skrócenie
o połowę wyszłoby jej na dobre.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz