piątek, 8 grudnia 2017

Toksyczna rodzina

Zośka Papużanka, Szopka, 2012




„Ćwiczenie językowe na literę ‘w’: Wandzia nie ma wstępu. Wstęp wzbroniony. Nie wprowadzać Wandzi. Nie wchodzić z Wandzią. Wandzia wiedziała – wolność to widmo. Wandzia won.”
(s. 42)




Spodobał mi się literacki debiut Zośki Papużanki. Choć to przygnębiająca historia rodzinna, kreująca właściwie w większości tylko negatywne charaktery i nic specjalnie odkrywczego nie wnosi to jednak czytało się bardzo dobrze. Zapewne za sprawą oryginalnego stylu pisarki i ciekawych połączeń językowych. Śmiało nawet stwierdzę, że znowu forma góruje nad treścią. A ponieważ chętnie zanurzam się w interesująco opowiedziane historie, również tym razem podobały mi się Papużanki zabawy słowotwórcze.

Wykreowana w powieści rodzina to dominująca i wredna matka-żona, całkowicie poddany jej małomówny choć interesujący mąż-ojciec-nieojciec, fałszywy choć zdolny Maciuś-syn i nieśmiała, żyjąca w poczuciu winy Wandzia-córka. Co się wyprawia w tej rodzinie to głowa mała. Ubarwiona żałosnymi monologami matki opowieść zasmuca i denerwuje jednocześnie. Denerwuje jakimś dziwnym uczuciem wkurzenia, że naprawdę są takie rodziny. Może całość jest trochę ubarwiona, jednak zdaję sobie sprawę z istnienia tak okropnych żon i głupich synów. Nic nie da się na to poradzić. Można tylko przeczytać i wyciągnąć wnioski. Jak destrukcyjny może być wpływ rodzica na dziecko. Jak można zniszczyć komuś całe życie swoją osobowością i jak odpowiedzialnym zadaniem jest posiadanie dzieci wiążące się przecież z ich wychowaniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz