Michał Rusinek, Pypcie
na języku, 2017
„Język, którym się posługujemy, ma paradoksalną naturę:
im bardziej jest poprawny, tym bardziej staje się niezauważalny, znika nam z
oczu.(…) Z językiem - tym anatomicznym, jak i tym służącym do komunikacji –
jest podobnie: przypominamy sobie o jego istnieniu dopiero wtedy, gdy wyczuwamy
na jego powierzchni jakiś pypeć, coś, co nas uwiera, boli, drażni, przeszkadza
albo po prostu śmieszy. „
Przy najnowszej książce Michała Rusinka bardzo dobrze się
bawiłam! To świetne lekarstwo na jesienną chandrę. Znam poczucie humoru autora, tym razem jednak zaskoczył mnie jeszcze bardziej niż ostatnio. Jego fenomenalne,
treściwe felietony to słowotwórcza rozkosz. Przyjemnie napisane
i ciekawie zobrazowane przykłady żywej, zmieniającej się polszczyzny pokazują
jakim uważnym jest obserwatorem i słuchaczem a może jeszcze lepiej „podsłuchaczem”.
Notuje na ulicy, w pociągu przed telewizorem i w restauracji. Postawa godna
nawiedzonego językoznawcy!
Opisane w książce zagadnienia autor nazywa „pypciami”
dając do zrozumienia, że to drażniące polszczyznę wyrażenia. Dzieli je na
kilka kategorii. Są to: pypcie z życia autora, kulturalne, historyczne,
współczesne, wirtualne, zapożyczone, językoznawcze i obywatelskie. Dzięki
swojej spostrzegawczości Rusinek jest w stanie zwrócić uwagę na takie aspekty języka, których
zazwyczaj z pośpiechu, zobojętnienia lub przyzwyczajenia wcale się nie zauważa.
W dowcipny sposób naświetla nieznajomość kontekstów używanych fraz, wyrażeń czy
związków frazeologicznych. Przypatrując się polszczyźnie z każdej
strony, drobiazgowo ją rozbiera i punktuje niepokojące zjawiska językowe.
Rysunek - Jacek Gawłowski |
„Zdrobnienia. To nie pypcie, ale cała wysypka, szczególnie zaraźliwa w Krakowie.”
Czytając tę książkę od pierwszej strony można poczuć jak
wyśmienicie jej autor bawi się używając języka polskiego. Mówiąc czy pisząc przymruża
oko na wszystkie te odnalezione i zasłyszane pypcie czy potknięcia
słowotwórcze. Nie oburza się słysząc niepoprawne formy, podchodzi do nich z
dużym zaciekawieniem. Miejmy po prostu „uszy
szeroko otwarte”. Najważniejsza jest świadomość językowa, kiedy zaczynamy
powtarzać zasłyszane błędne formy sami upowszechniamy je w języku polskim.
Rysunek - Jacek Gawłowski |
„Z wyżyn wzniosłości dość łatwo runąć w otchłań śmieszności, szczególnie za sprawą wieloznaczności.”
Najbardziej rozbawił mnie rozdział kulinarny, w którym
autor przygląda się nazwom dań w menu pewnej restauracji. Śmiałam się głośno
czytając rozdział o języku, jakim posługują się dzieci. Rusinek dobiera
naprawdę zapadające w pamięć przykłady, dzięki czemu może chociaż podświadomie
zapamiętamy popełniane często błędy. Analizuje nowy język internetu, polityków,
komentatorów czy księży. Zajrzał niemal wszędzie. Zadziwił mnie tylko
twierdzeniem, że język polski jest najtrudniejszym językiem świata. Swoim
niemieckim uczniom od kilku lat tłumaczę coś zupełnie innego😊
„Język polski jest najtrudniejszym językiem świata. (…)
Bądźmy dumni. Przodujemy. Możemy z góry patrzeć na Anglików – z ich uproszczoną
gramatyką – na Włochów – z ich mało wymagającą wymową – na Niemców – z ich
logiczną ortografią. No bo u nas tyle wyjątków, odstępstw, nieregularności,
przypadków, żywotności i niemęskoosobowości!”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz