Weronika Murek, Uprawa roślin południowych metodą
Miczurina, 2015
"Nie
odbijam się – pomyślała Maria – nie odbijam się i nie rzucam
cienia.
Nabrałam ich nawyków. Raz życiu odpuść, a samo zacznie
się wytrącać.“
(s.63)
Często słyszałam i czytałam o tym zbiorze opowiadań
młodej debiutantki. Nie zachęcił mnie do sięgnięcia po nią ani
dziwny, długi tytuł ani niezrozumiała okładna (którą wielu się
zachwyca). Powiem nawet więcej, oba te faktory zniechęcały mnie do
książki. Był to wielki błąd. Potwierdza się znowu,
że pozory mylą, i że nie okładka świadczy o książce. Kiedy w
końcu bowiem przeczytałam, zachwyciłam się niezmiernie. Autorka
wysmakowaną prozą nieprzyzwoicie wciągnęła mnie w swój świat.
Zanurzyłam się po czubek głowy i dopiero teraz powoli się
wynurzam.
Bez wątpienia dominujące w całym zbiorze jest
pierwsze opowiadanie „W tył, w dół, w lewo”. Chciałabym żeby
nigdy się nie skończyło, aby trwalo do ostatniej strony. Fakt, że
opowieść o nieżyjącej Marii została umieszczona na początku
książki bardzo zaważył na pozostałych opowiadaniach. Tekst ten
jest tak niesamowity, że po jego zakończeniu nie mogłam spokojnie
czytać książki dalej, i tak po prstu wskoczyć w inny temat. Nie
mogłam. Ciągle wydawało mi się, że czytam o Marii, że zaraz
znowu się pojawi. Wybaczcie więc pozostałe opowiadania, wiem, że
powstałyście spod tego samego pióra co pierwsze i jesteście
równie interesujące, jednak nie potrafiłam przeżyć was tak
jakbym tego chciała. Maria, cały czas siedziała mi w głowie.
Bo oto Maria umiera, ale: „O tym, że nie żyje,
dowiedziała się jako ostatnia. Czasami tak bywa”. Tym samym,
Maria jest martwa, ale w to nie wierzy. Obserwuje świat po swojej
śmierci, ale nie tak jak jesteśmy do tego przyzwyczajeni, z góry
unosząc się nad ziemią. Maria nadal jest między ludźmi, można z
nią porozmawiać, można wypytać, można wspólnie podziwić się
temu co ją spotkało.
Do narracji wkroczył surrealizm zabarwiony
tajemniczością, absurdem, komizmem no i tragizmem. Zapachniało
Gombrowiczem a nawet Mrożkiem w jakiejś odświętnej, odmłodzonej
formie. Podobało mi się. Znowu przecierałam oczy ze zdumienia, jak
za dawnych, dobrych czasów. Opowiadanie o Marii można by spokojnie
pociągnąć na całą powieść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz