poniedziałek, 5 grudnia 2016

O śmierci inaczej

Weronika Murek, Uprawa roślin południowych metodą Miczurina, 2015






"Nie odbijam się – pomyślała Maria – nie odbijam się i nie rzucam cienia.
Nabrałam ich nawyków. Raz życiu odpuść, a samo zacznie się wytrącać.“
(s.63)




Często słyszałam i czytałam o tym zbiorze opowiadań młodej debiutantki. Nie zachęcił mnie do sięgnięcia po nią ani dziwny, długi tytuł ani niezrozumiała okładna (którą wielu się zachwyca). Powiem nawet więcej, oba te faktory zniechęcały mnie do książki. Był to wielki błąd. Potwierdza się znowu, że pozory mylą, i że nie okładka świadczy o książce. Kiedy w końcu bowiem przeczytałam, zachwyciłam się niezmiernie. Autorka wysmakowaną prozą nieprzyzwoicie wciągnęła mnie w swój świat. Zanurzyłam się po czubek głowy i dopiero teraz powoli się wynurzam.


Bez wątpienia dominujące w całym zbiorze jest pierwsze opowiadanie „W tył, w dół, w lewo”. Chciałabym żeby nigdy się nie skończyło, aby trwalo do ostatniej strony. Fakt, że opowieść o nieżyjącej Marii została umieszczona na początku książki bardzo zaważył na pozostałych opowiadaniach. Tekst ten jest tak niesamowity, że po jego zakończeniu nie mogłam spokojnie czytać książki dalej, i tak po prstu wskoczyć w inny temat. Nie mogłam. Ciągle wydawało mi się, że czytam o Marii, że zaraz znowu się pojawi. Wybaczcie więc pozostałe opowiadania, wiem, że powstałyście spod tego samego pióra co pierwsze i jesteście równie interesujące, jednak nie potrafiłam przeżyć was tak jakbym tego chciała. Maria, cały czas siedziała mi w głowie.

Bo oto Maria umiera, ale: „O tym, że nie żyje, dowiedziała się jako ostatnia. Czasami tak bywa”. Tym samym, Maria jest martwa, ale w to nie wierzy. Obserwuje świat po swojej śmierci, ale nie tak jak jesteśmy do tego przyzwyczajeni, z góry unosząc się nad ziemią. Maria nadal jest między ludźmi, można z nią porozmawiać, można wypytać, można wspólnie podziwić się temu co ją spotkało.

Do narracji wkroczył surrealizm zabarwiony tajemniczością, absurdem, komizmem no i tragizmem. Zapachniało Gombrowiczem a nawet Mrożkiem w jakiejś odświętnej, odmłodzonej formie. Podobało mi się. Znowu przecierałam oczy ze zdumienia, jak za dawnych, dobrych czasów. Opowiadanie o Marii można by spokojnie pociągnąć na całą powieść.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz