Paweł Huelle, Śpiewaj ogrody, 2014
„Singe
die Gärten, mein Herz, die du nicht kennst;
wie in Glas
eingegossene
Gärten, klar, unerreichbar.
Wasser
und Rosen von Ispahan oder Schiras,
singe sie selig, preise sie, keinem vergleichbar“.
(R.M.Rilke)
Paweł Huelle kolejny raz podarował mi kilka
przyjemnych wieczorów. Zabrał mnie do Gdańska jakiego nie znam.
Jego powieść skupia się na kilku różnych planach narracyjnych,
dlatego podczas czytania konieczne jest duże skupienie. Autor pewnie
nie chciał aby jego książkę czytano w pociągu, w drodze do pracy
albo na plaży. Tę powieść trzeba czytać w domowym zaciszu. Tylko
w ten sposób można w pełni wyciągnąć z niej całą gamę
intelektualnej rozkoszy. Każde rozproszenie może wybić z tematu, a
każdy powrót wiąże się z czasochłonnym wdrążeniem się w rytm
powieści.
Jest to książka wielowątkowa, chociaż w gruncie
rzeczy wszystko wiąże się z pewnym gdańskim domem na Polankach.
Skomplikowana konstrukcja raz po raz odbija jedną opowieść od
drugiej. Narrator opowiada o Grecie Hoffmann i jej mężu, którym
był kompozytor Ernest Teodor Hoffmann. Równolegle opowieść tę
przecina historia XVIII-wiecznego mieszkańca tego domu przedstawiona
w formie zapisów w pamiętniku oraz proza życia powojennych
mieszkańców miasta. Wszystkie te wątki nie są porozdzielane
rozdziałami, dlatego chwila nieuwagi może zaburzyć orientację w
temacie.
Bez wątpienia jest to proza wysokich lotów i przynosi
masę refleksji. Przede wszystkim lekko zanurza w muzyce i poezji
pokazując obsesyjną pasję Wagnerem i poezją Rilkiego. Losy
niemieckiej mieszkanki Gdańska Gretty są spokojną zadumą nad
zmiennością i nieprzewidywalnością życia. Autor złożył piękny
hołd pamięci minionym wydarzeniom, ocalając od zapomnienia ludzi i
miejsca.
Zazwyczaj trudno mi wyobrazić sobie Wolne Miasto Gdańsk
i zamieszkujących je Niemców. Huelle opisuje przedwojenne losy
dobrze znanych mi współcześnie miejsc. Z satysfakcją przeniosłam
się w czasie, tym bardziej, że proza okraszona jest cudowną
kaszubszczyzną, co mnie dodatkowo wzruszyło. Piękna książka.
„To
je pusto noc – powiedział pan Bieszk, witając nas w progu. - Moja
nenka je umarło. To je kunc ji żewota.” (s.42)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz