poniedziałek, 12 października 2015

Życie to film

Krzysztof Kieślowski, O sobie, 1997

Moja miłość do Polski jest podobna do miłości w starym małżeństwie – żona i mąż wszystko o sobie wiedzą, mają siebie trochę dosyć, ale kiedy jedno z nich umiera, w miesiąc później umiera drugie. Prawdę mówiąc nie mogę sobie wyobrazić życia bez Polski. (…) Nie czuję się obywatelem świata; czuję się w dalszym ciągu Polakiem. (…) To jest mój świat. Z tego świata się wziąłem i pewnie w nim umrę". ( s.10)

Danuta Stok na początku lat dziewięćdziesiątych przeprowadziła z docenionym już wówczas reżyserem szereg rozmów i opublikowała je w Anglii w formie książki. Reżyser nie chciał aby za jego życia książkę tę wydano w Polsce. Sytuacja polityczna nie była wówczas sprzyjająca tak wnikliwemu analizowaniu polskich realiów jakie czyni w swojej opowieści Kieślowski. Wydaje mi się, że dla jego wielbicieli na Zachodzie była i jest to pozycja, która świetnie opowiada o naszym kraju, wszystkich jego wadach i zaletach. Reżyser mówiąc o sobie i filmach cały czas mówi o Polsce i Polakach, tak głęboko był zakorzeniony w swoją Ojczyznę.


Danuta Stok nagrane z reżyserem wywiady zapisała w książce jako jego monolog. Udało się dzięki temu oddać płynność rozmowy i jej swobodny charakter, co typowe jest właśnie dla ustnych wypowiedzi. Podczas czytania ma się wrażenie, że Kieślowski faktycznie do nas mówi, swobodnie opowiada. Czasami się powtarza, czasami coś poprawia, dopowiada różne anegdoty do głównych wątków, snuje opowieści o spotkanych na swojej drodze ludziach, o przedziwnych zbiegach okoliczności podczas kręcenia filmów i przeróżnych nadzwyczajnościach życiowych z typową dla siebie składanką przemyśleń i nawiązań.

Po krótkim wstępie o dzieciństwie, rodzinie i wyborach młodości Kieślowski zaczyna opowiadać o filmach. Analizując kilka z produkcji dokumentalnych relacjonuje w jaki sposób powstawały. Lata sześćdziesiąte i siedemdziesiąte to specyficzny czas dla polskiego kina i zawodu filmowca, dlatego tak ciekawe są te opowieści.

Najbardziej imponuje mi szczerość i otwartość Kieślowskiego. Jego naturalność oraz skromność. Często przyznaje się do błędów, opowiada o tym co mu się nie udało albo co zrobiłby inaczej. Nie wstydzi się, że robił filmy dla pieniędzy, że pracował dla telewizji, że musiał tak je realizować aby być w zgodzie z ówczesną sytuacją polityczną. Mówi o sposobach na ominięcie cenzury (a raczej o jej oszukiwaniu), szczerze opowiada o manipulacjach przy filmach dokumentalnych i przede wszystkim o sposobie  ich realizacji, co oczywiście otworzyło mi oczy na wiele spraw, z których nie zdawałam sobie sprawy oglądając je podczas studiów. Dzisiaj wszystkie są dostępne w Internecie. Po przeczytaniu książki od razu je obejrzałam. Ogląda się teraz oczywiście zupełnie inaczej niż kiedyś.
 

"Z miasta Łodzi"


Rozmowa bagażowych na lotnisku:


  • Tu nie można palić, szefie – mówi jeden z nich.
  • A siedzieć i nic nie robić wolno? - pytam.
  • Nic nie robić w Polsce zawsze wolno – mówi drugi.

Podczas filmu Z miasta Łodzi zawsze już będę miała przed oczyma chłopców grających każdego ranka w grę na punkty, o której Kieślowski opowiada: „Jak widziałeś człowieka bez ręki, dostawałeś jeden punkt, bez dwóch rąk dwa punkty, bez nogi dwa punkty, bez dwóch nóg trzy, bez nóg i rąk, dziesięć punktów, ślepego pięć punktów. (…) W Łodzi było sporo ludzi bez rąk, bez nóg albo kadłubków. To był skutek strasznie zacofanego i starego parku maszynowego przemysłu tekstylnego”. Interesujące są też opowieści dotyczące realizacji dokumentu „Pierwsza miłość”, kiedy reżyser ze swoją ekipą filmową przez rok towarzyszył parze młodych ludzi, spodziewających się dziecka. Szczególnie zabawnie rozgrywały się chwile oczekiwania na poród, który przecież też musiał być nagrany na żywo. Ten film z 1974 roku zawsze bardzo mnie zaciekawiał.

W opowieści o swoich produkcjach fabularnych Kieślowski często ucieka poza tematy filmowe. Zgodne jest to tym samym z tytułem książki. więcej opowiada O sobie nie o kinie. A ponieważ reżyser był niezwykłym człowiekiem i obserwatorem rzeczywistości czyta się to jak wciągającą powieść psychologiczną. Nie mniej fascynujące są jednak także opisy różnych filmowych przygód. Dowiedziałam się o różnych źródłach pomysłów reżysera na fabuły, o pierwszych wersjach scenariuszy i wszystkich tych scenach, które z różnych powodów nie zostały zrealizowane. Cała historia o pracy nad scenariuszami do Dekalogu bardzo mnie poruszyła. Są to niezwykłe filmy, Kieślowski nie próbuje ich tłumaczyć, pozostawia otwartą interpretację, poznałam jednak szczegółowy opis drogi, którą doszedł do ich realizacji także jest istotny. Początkowo reżyser chciał wymyślić dziesięć filmów i każdy z nich dać do zrobienia innemu młodemu twórcy. Kiedy jednak wszystkie scenariusze były już gotowe nie zdobył się na to, nie potrafił oddać swoich pomysłów i zrobił je wszystkie sam. Oprócz całej otoczki moralnej jaką Kieślowskiemu udało się zawrzeć w tej produkcji, dla mnie pozostaną one także niesamowitą pamiątką ocalającą czasy i obyczajowość lat osiemdziesiątych w Polce.

Kolejne filmy Kieślowskiego jak Podwójne życie Weroniki i tryptyk Trzy kolory zostały nakręcone już w dużym stopniu poza Polską. Opowiadając o nich w książce reżyser cały czas jednak odnosi się do realiów polskich. Opowiada o współpracy z aktorami, o pracy dźwiękowców, montażystów i operatorów, porównuje realizacje filmów w Polsce i na Zachodzie (paradoksalnie w tym zestawieniu Polska wcale nie wypada źle). Podobały mi się anegdoty o aktorach, z którymi pracował Krzysztof Kieślowski (dzisiejsze gwiazdy filmowe, które wtedy stawiały pierwsze kroki przed kamerą). Ciekawie mówi też o współpracy z Hanną Krall, Agnieszką Holland, Krzysztofem Zanussim albo Krzysztofem Piesiewiczem i Zbigniewem Preisnerem.


Reżyser opowiada swojej rozmówczyni o całej masie filmowych pomysłów, z mojego punktu widzenia tak samo genialnych jak wszystkie jego dokonania. Tym bardziej tajemniczo brzmią ostatnie słowa w tej książce jakie wypowiedział w 1993 roku pracując jeszcze nad filami z Trzech kolorów: „Czy w ogóle będę jeszcze cokolwiek robił? To jest zupełnie inne pytanie i w tej chwili nie potrafię na nie odpowiedzieć. Raczej nie. Myślę, że nie.”

Więcej filmów już nie zrobił. Zmarł po operacji serca w 1996 roku w wieku 54 lat. Jego filmy zdobyły międzynarodową sławę. Dekalog uchodzi na Zachodzie za jedno z najważniejszych dokonań w historii europejskiej telewizji. Jego wielkim wielbicielem był  Stanley Kubrick, a do dziś pozostaje nim niemiecki  reżyser Tom Tykwer, który wielokrotnie przyznawał się publicznie do inspiracji filmami Kieślowskiego. Ostatnio przeczytałam artykuł o tym, że Amerykanie chcą nakręcić serial na podstawie Dekalogu.
A na zakończenie fragment wyjątkowo bliski mojemu emigracyjnemu sercu:
"Gdy jestem poza domem, jestem tam zawsze na chwilkę, przejazdem. Nawet jeśli trwa to rok czy dwa, mam uczucie tymczasowości. Inaczej mówiąc istnieje uczucie powrotu, świadomość, że wracasz. Człowiek powinien mieć miejsce, do którego wraca. Ja mam to miejsce w Polsce – dom w Warszawie, dom na Mazurach. Przyjeżdżając do Paryża, nie mam poczucia powrotu. Do Paryża przyjeżdżam. Wracam zawsze do Polski.” (s. 10)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz