Szczepan Twardoch, Pokora, 2020
Ostatnio co roku czytam książkę Szczepana Twardocha. Zawsze chętnie będę po nie sięgać, bo przyznaję, że ta proza mnie wciąga, chociaż nie do końca odpowiada mojemu gustowi czytelniczemu. Autor ma jednak ukrytą moc, która każe mi zanurzać się w wykreowane przez niego światy. Najbardziej podoba mi się, że bohaterowie zawsze zanurzeni są w historię Polski. Zazwyczaj borykają się ze swoją tożsamością, co również jest mi bliskie.
Okładka Pokory intryguje i przyciąga wzrok. To moim zdaniem najlepsza "twardochowa" okładka. Od razu widać, że w powieści będzie się dużo działo. Główny bohater-narrator, który prowadzi monolog do uwielbianej kobiety pochodzi ze Śląska. Jest synem ubogiego górnika. W dzieciństwie otrzymuje niebywałą szansę wyrwania się ze swojego świata i awansu społecznego. Droga, którą przyjdzie mu kroczyć nie będzie łatwa biorąc pod uwagę fakt, że akcja powieści toczy się w pierwszym dwudziestoleciu XX wieku.
Historia Śląska jest mi bardzo słabo znana. Nigdy nie miałam czasu się nią zainteresować, chociaż znam kilku Ślązaków i ich język. Dopiero jednak w tej powieści miałam okazję trochę się przy tym temacie zatrzymać. Zainteresowała mnie szczególnie niemieckość Śląska i jego mieszkańców. Chociaż pewna część fabuły rozgrywa się również w Berlinie, to jenak Śląsk wybija się tutaj na pierwszy plan. Niełatwe były to czasy, kiedy każdy musiał odpowiedzięć na pytanie czy jest Niemcem, Polakiem czy może Ślązakiem. Nie do końca jestem przekonana, czy współcześni mieszkańcy tych terenów potrafią bez zastanowienia dać konkretną odpowiedź. Wielu z tych, których poznałam nie potrafiło.
W każdym razie historia powstań śląskich, domowych walk, odnajdywania swojej tożsamości w trzech językach była bardzo skomplikowana. Tytułowy bohater ma z tym spory problem, nawet jeśli wcale nie chce mieszać się w politykę.
"Wiedziałem to od mojego tatulka, od mamulki, od starszych braci. Nikt tego nie wypowiadał na głos, ale wszyscy tak żyli. Nie wolno okazywać strachu ani smutku, ani radości, bo uzewnętrznione emocje są oznaką słabości a słabość się karze. Z dobrego serca się tę słabość karze, bo taki jest świat, zły i bezwzględny dla słabych. Dlatego rolą rodziców jest słabość oduczyć, aby słabe dziecię stało się mocnym człowiekiem". (s.57)
Sięgnę. Mimo, że twórczość Autora wciąż przede mną. Znam kilku Ślązaków :) Pozdrawiam Iv. Smol - na południu Polski bardzo ciepło :)
OdpowiedzUsuń