„Trudno jest pisać o
cierpieniu w sposób wiarygodny. Do tej pory ciężko mi jest siebie przekonać, że
emocjonalny, nie fizyczny ból może być realny.”
Długo nie mogłam przekonać się
do tej książki, mimo nagród jakie zdobywała. Zniechęcał mnie dziwny tytuł i
pesymistyczna aura jaka krążyła w recenzjach nad tą pozycją. Jednocześnie
jednak coś mnie do niej ciągnęło. Pewnie temat macierzyństwa, który niezmiennie
od siedmiu lat jest mi bardzo bliski. Cieszę się, że w końcu przeczytałam. To
wyjątkowa rzecz, świadectwo młodej Polki, jednej z nas. Chociaż nie mogę do
końca utożsamić się z narratorką tej opowieści, to jednak świetnie ją rozumiem
i dużo przelanych przez nią na papier myśli siedzi niewypowiedzianych w mojej
głowie.
„Zaczynają docierać do mnie informacje z wnętrza mojej głowy, o których
istnienie nigdy bym się nie podejrzewała, informacje, że potrzebuję się w
dzieciach zatracić, że potrzebuję zanurkować w nich, zawiesić świat na kołku,
poświęcić się, ale bez poświęcenia, z przyjemnością.”
Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona formą książki jej stylem i
filozoficznymi wstawkami. Naprawdę tak niewiele trzeba, aby podsumować to co
czują matki. To tak abstrakcyjne uczucia, że zawsze jest mi trudno znaleźć
odpowiednie słowa opisujące trafnie nasz stan, nasze powołanie, zawód i pasję.
Fiedorczuk odkrywa przed resztą świata to, co prawie wszyscy wiedzą, ale nie
chcą o tym mówić. Robi to przy tym w bardzo profesjonalny sposób. Opisuje swoje
stany krótko i konkretnie, czasami używa kontrastów, czasami zaskakujących
trafnością porównań. Rozdziały przemykają szybko między palcami aż chce się
czytać i czytać. Czasami używa zbyt dosadnego języka, ale jest on jak najbardziej
na miejscu, wyraża w końcu silne emocje. Opisy depresji i problemów zdrowotnych
to bardzo ważny głos w polskiej literaturze.
„Macierzyństwo, to ciepła kołdra z gęsiego puchu, która chroni potomstwo
przed zimnem i parszywością otoczenia, przykrywa też matkę.”
Spodobało mi się zwrócenie uwagi na nasze pokoleniowe przyzwyczajenia i
nawyki, z którymi raczej nie da się walczyć. Wpisane w matkowanie zachowania,
które przekazywane w genach od matek i babć nie pozwalają przerwać błędnego
koła.
Jednym z moich ulubionych fragmentów jest ten mówiący o ciele kobiety.
Zostało to tu tak niesamowicie trafnie ujęte, że nie mogłam wyjść ze
zdziwienia. Ciekawa jestem odbioru tej książki przez mężczyznę.
„Moje ciało służy innym, mimo że dzieci opuściły gościnne podwoje mojej
macicy, a ich usta nie zasysają się chciwie na sutku: od rana do wieczora
jestem gnieciona, szczypana, obejmowana za nogi, służę za ściankę wspinaczkową,
poduchę i kołdrę.”
Widzę, że bardzo mądra książka. Polecę ją zdecydowanie swej siostrze, matce szesnatomiesięcznego szkraba. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń