Jacek Dehnel, Krivoklat,
2016
„Jestem
przeciwnikiem kary śmierci, ciągnąłem, ale za opisy tego, co dzieło komuś dało,
rozstrzeliwałbym na miejscu, nad, że tak powiem, dymiącym jeszcze piórem czy
długopisem, rozstrzeliwałbym, darłbym pasy, ćwiartował i rozrywał końmi za
wszystkie te: Co wnosi w nasze życie wspaniała, rozwibrowana plama barwna van
Gogha?” (s.131)
Jacek Dehnel to wymagający pisarz. Każdą swoją książką
pobudza mnie intelektualnie. Zasiadając do Krivoklata
wiedziałam więc, że muszę być w dobrej kondycji umysłowej. Nie można być
zmęczonym, zaspanym, zabieganym, rozkojarzonym. Ta książka wymaga skupienia, w
moim wypadku nawet ołówka w ręku i kartki na notatki. Nieuważny czytelnik
pogubi się w jednostajnym tonie monologu Krivoklata. Skupiony – dozna intelektualnej
rozkoszy!
Bohater-narrator snuje swoją opowieść ze szpitala
psychiatrycznego, w którym przebywał wielokrotnie po oblaniu kwasem siarkowym wielkich
dzieł sztuki w galeriach na całym świecie. Umysłowo chory czy też nie….świetnie
orientuje się w szpitalnej rzeczywistości a dzięki latom obserwacji rozpracował
terapie prowadzoną przez lekarzy, dzięki czemu potrafi sprytnie manipulować
historią swojej choroby.
Jego opowieść przeplatana jest wspomnieniami,
filozoficznymi rozważaniami, egzystencjalnymi spostrzeżeniami. Często i chętnie
zmienia temat, niektóre zdania rozbudowane są na całą stronę. Momentami czyta
się je jak w transie i kartka za kartką nie można przerwać. Brak podziału na
rozdziały, a co się z tym wiąże również czasu na oddech. Ponieważ jednak
uwielbiam muzea i galerie sztuki, chętnie czytuję biografie artystów-malarzy a
ściany w moim mieszkaniu zapełnione są obrazami, fascynowałam się każdym
zdaniem wyczytanym w książce. Krivoklat w dużej mierze poświęca swoje wywody
właśnie malarstwu.
Porusza szereg zagadnień z historii sztuki, mówi o
różnych sposobach odbierania dzieł artystycznych np. odwiedzania muzeum „z głową nabitą lub wywietrzoną” jak w
przypadku Krivoklata i jego żony, twierdzi że „spotkanie z dziełem daje więcej niż spotkanie z arcydziełem” albo,
że inni ludzie w muzeum doprowadzają go do rozpaczy bo nie może zostać z wielkimi
obrazami sam na sam! Mogłabym długo cytować jego spostrzeżenia, choć nie ze
wszystkimi się zgadam. Zaintrygowały mnie jednak tak bardzo, że po przeczytaniu
książki natychmiast miałam potrzebę obcowania z dziełami sztuki i zaciągnęłam
całą rodzinę do najbliższego muzeum! Jeśli książki Dehnela mają taką wielką moc
sprawczą, to trzeba je czytać😊
Nie znam
twórczości Thomasa Bernharda do której porównuję się książkę Krivoklat. Jeśli jednak dzieła austriackiego
pisarza choć trochę przypominają tę powieść, to koniecznie muszę je poznać!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz