Ks. Jan Kaczkowski, P. Żyłka, Życie
na pełnej petardzie,
2015
„Kiedyś dziennikarka zapytała mnie, co bym zrobił, wiedząc, że następnego dnia umrę. Poszedłbym do spowiedzi, przyjąłbym Komunię Świętą, w miarę możliwości odprawił Mszę. A jakby jeszcze starczyło siły i czasu, to zjadłbym pyszną, krwistą polędwicę medium red w sosie pieprzowym lub rokforowym i popił butelką dobrego, czerwonego wina rioja. W tej kolejności.”
(s. 243)
Ksiądz Jan Kaczkowski, założyciel puckiego Hospicjum pw. św. Ojca Pio, jeździ po parafiach i nawołuje o wsparcie finansowe dla swojej placówki. Również w takiej idei powstała jego biograficzna książka, zapisana w formie wywiadu przeprowadzonego przez Piotra Żyłkę. Rozpoczynając swoją opowieść od domu rodzinnego a kończąc na przygotowaniu do śmierci (ksiądz ma raka) ks. Jan z niespotykaną szczerością i otwartością tłumaczy swoje jednoznaczne stanowisko w wielu kontrowersyjnych sprawach. Jego wypowiedzi są nieraz intrygujące, prowokują do dyskusji a nade wszystko nikomu nie schlebiają. Dodając do tego wyjątkowe poczucie humoru księdza, jego optymizm i pozytywną energię, nie sposób zanudzić się przy tej książce.
Ksiądz-bioetyk to
niecodzienne zestawienie. Jemu udaje się jednak tłumaczyć
chrześcijaństwo również poprzez medycynę naukową, co zdawałoby
się nie zawsze idzie w parze. Jego drobiazgowe analizy różnych
zjawisk otworzyły mi oczy na szereg ważnych spraw. A wszystkie
kapłańskie opowieści uzmysłowiły dobitnie, z czym wiąże się
bycie „prawdziwym księdzem”, jaka długa i trudna droga do tego
prowadzi i jak mimo wszystko czasami niewdzięczne jest to zajęcie.
Wzbudza w każdym razie szacunek. Ile dobrego, nie tylko dla
katolików, ale generalnie dla ludzi może uczynić ksiądz z
powołania. Do jakich różnych sposobów można dotrzeć przy
odrobinie elastyczności i pomysłowości. Zadziwiające. Ksiądz Jan
nie szczędzi krytyki niektórym rodzajom kapłanów. Co wydaje mi
się bardzo ważne. Nie każdy mężczyzna jest godzien tej roli. A
katolicyzm nie ma twarzy księdza, jak myśli wielu moich znajomych,
którzy właśnie przez to, że gdzieś na swojej drodze trafili na
niewłaściwego duchownego, przestali chodzić do kościoła.
W książce ks. Jan
porusza szereg ważnych spraw jak chociażby aborcja, in vitro,
rozwody, adopcja itp. Tłumaczy swoje zdanie, które nie zawsze jest
zgodne z tym co przyjęło się za stanowisko Kościoła. Opowiada
też o najważniejszych dla siebie sprawach i swoich autorytetach.
Bez zbędnego patosu są rozdziały o powołaniu kapłańskim,
Eucharystii, Spowiedzi, Rachunku sumienia itp. Słowa księdza
napełniły mnie wiarą i uzmysłowiły jej prawdziwą istotę.
Dodatkową
przyjemnością przy czytaniu był fakt, że znam dużo opisywanych w
książce miejsc. Urodziłam się w Pucku. Znam niektóre osoby, o
których ksiądz opowiada. No a książkę z autografem, o jaki
postarała się dla mnie mama, zawsze czyta się milej!
Polecam także
wcześniejszą książkę ks. Jana: „Szału nie ma, jest rak”.
„Inne
określenie, jakim się Ksiądz posługuje, to kucany katolicyzm.
Czyli jaki?
To
określenie ukute przez mojego ojca, bardzo trafne. Katolicyzm kucany
to kwintesencja polskiego katolicyzmu powszechnego, czyli masowego.
Taki katolik drapie się po klacie, czyli robi znak krzyża; dyga,
czyli markuje przyklęknięcie przed Najświętszym Sakramentem,
który nazywa opłatkiem; wypina się, czyli podczas podniesienia tak
dba o spodnie czy sukienkę, że zamiast uklęknąć, na wpół
przykucnięty wypina tyłek, co na myśl przywodzi tylko pozycję, w
której robi się coś zgoła innego…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz