Tadeusz
Różewicz, Matka odchodzi, 1999
"Kiedy matka odwróci oczy od swojego dziecka
dziecko
zaczyna błądzić i ginie w świecie pozbawionym miłości i ciepła"
Na odznaczoną Nagrodą Nike książkę Różewicza
miałam ochotę od bardzo dawna. W końcu udało mi się ją
przeczytać na e-booku w jeden wieczór. Nie mogłam się od niej
oderwać. Poeta stworzył niezwykłe dzieło, na które składają
się: proza poetycka, wspomnienia, pamiętnik no i poezja oczywiście.
Podczas czytania już niemal od samego początku towarzyszyło mi
ogromne wzruszenie, które osiągnęło swoje apogeum przy opisie
śmierci i życia tuż po odejściu mamy. Bo właśnie o tym jest to
książka. O mamie słowami syna poety.
To bardzo udany przypadek, że opisuję tę książkę w
Dniu Matki, przyczynię się w ten sposób do ukłonu w stronę
wszystkich mam, z których może nie każda została doceniona. Tylko nieliczne mają to szczęście i są obsypywane wierszami przez swoich synów. Za
sprawą osobistych i bardzo intymnych opowieści poczułam z
Tadeuszem Różewiczem na chwilę dziwną więź. Nie wiem nawet jak
to tłumaczyć. Opisuje on swoją mamę z perspektywy wielu lat. Sam
przyznaje, że pisząc tę książkę ma więcej lat niż jego matka
w dniu śmierci. To najlepszy dowód na to, że o mamie nigdy się
nie zapomina i zawsze się za nią tęskni. Ta książka ma tak
ogromne znaczenie głównie przez fakt, że napisał ją mężczyzna
– ktoś daleki od nawyku do zwierzeń, niechętnie przyznający się
do swoich uczuć i tak rzadko potrafiący je opisywać. Dlatego też
targały mną silne emocje podczas czytania. Z perspektywy mamy małego mężczyzny.
Książka Różewicza to także przyjemna przejażdżka
po minionej epoce. Autor słowami pamiętnika mamy przedstawia
wydarzenia i życie sprzed wojny (urokliwe opisy obyczajowości),
potem uczucia i emocje targające całą rodziną podczas wojny i na
koniec przejmujący opis wydarzeń oraz wewnętrznych odczuć w
najtrudniejszych dla rodziny momentach jakim była choroba i śmierć
matki. Na koniec jeszcze wspomnienia młodszego brata a między tym
wszystkim piękne poematy inspirowane postacią matki. Jeden z nich
poniżej:
"Kasztan"
Najsmutniej jest
wyjechać
z domu jesiennym rankiem
gdy nic nie wróży
rychłego powrotu
Kasztan przed domem
zasadzony
przez ojca rośnie w
naszych oczach
matka jest mała
i można ją nosić na
rękach
na półce stoją słoiki
w których konfitury
jak boginie ze słodkimi
ustami
zachowały smak
wiecznej młodości
wojsko w rogu szuflady
już
do końca świata będzie
ołowiane
a Bóg wszechmocny który
mieszał
gorycz do słodyczy
wisi na ścianie bezradny
i źle namalowany
Dzieciństwo jest jak
zatarte oblicze
na złotej monecie która
dźwięczy czysto.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz