środa, 2 listopada 2011

Mistrz Kapuściński piórem przyjaciela


Artur Domosławski, Kapuściński Non-Fiction, 2010


Książka Domosławskiego wzbudziła dużo kontrowersji i wywołała mnóstwo dyskusji. Z tym większym zaciekawieniem po nią sięgnęłam. Co było też pewnie zamierzeniem autora. To pierwsza biografia Ryszarda Kapuścińskiego jaką przeczytałam. Dowiedziałam się więc z niej wielu ciekawych rzeczy, o których wcześniej nie wiedziałam. Poznałam na przykład poetycki talent reportera. Nigdy wcześniej nie widziałam ani jednego jego wiersza.

Książka ta towarzyszyła mi podczas długich bezsennych nocy i wciągnęła bardzo szybko. Jest to pozycja mistrzowsko napisana, bez zarzutu pod względem literackim i merytorycznym. Autor włożył bardzo dużo pracy w dopieszczenie swojego dzieła. Idealne rozmieszczenie rozdziałów powiązanych nie tylko chronologicznie ale też tematycznie. Ciekawe fotografie i interesujące odczytanie ich. Ponadto sensacyjny tok całej książki sprawia, że czyta się ją szybko i lekko. Pod tym względem więc, 600 stron to dobrze zainwestowany czas!!!

Dla mnie była to też pewnego rodzaju powtórka z historii (nie tylko Polski). Chronologiczne przebrnięcie przez życie Kapuścińskiego okazało się dobrym podsumowaniem przeszłości, poukładało mi w głowie dużo wydarzeń, wcześniej rozproszonych i fragmentarycznych. Wielki reporter miał okazję uczestniczyć w historii, którą mi było dane  poznać jedynie z książek. Domosławski przybliża te wydarzenia z punktu widzenia zwykłego człowieka, prostym językiem i przykładami bardziej trafiającymi do mnie niż te podręcznikowe. Od czasów wojennych, poprzez komunizm, PRL, Gierka, Gomułkę, Jaruzelskiego, Stan Wojenny, Solidarność po czasy współczesne. Wszystko to przeplatane aktualnymi wydarzeniami na świecie, jakie obserwował Kapuściński i odbicie tego wszystkiego w jego książkach. Niezwykle pouczające.

Życie reportera w tamtych czasach nie było łatwe. Domosławski znał bohatera swojej książki bardzo dobrze. Po śmierci sławnego reportera-pisarza podąża szlakiem jego życia i mam wrażenie, że czasami na siłę szuka w nim sensacji. Oczywiście odnajduje w życiu Kapuścińskiego sprawy, o których nikt wcześniej nie wiedział. Nie wiem tylko, kto dał mu prawo do głośnego mówienia o tym, o czym sam Kapuściński decydował się nie mówić. Ujawnia nam, wielbicielom jego twórczości, wstydliwe fakty z życia prywatnego wielkiego człowieka. Pisze o takich relacjach jak syn-ojciec mąż-żona, ojciec-córka, mężczyzna-kochanka. Przede wszystkim zwraca jednak główną uwagę na niezbyt pozytywne aspekty tych relacji. Pomijając z pewnością te dobre. Odniosłam nawet wrażenie, że krótkie wyznanie anonimowej kochanki Kapuścińskiego, jakie autor zamieścił w książce, jest zupełnie nie na miejscu. W jakimś sensie nie pasuje do reszty. Nie wpasowuje się w żaden sposób do biografii reportera. Tym bardziej, że Domosławski pozostawia to bez komentarza. Nie rozwija wątku. Po co więc zaczynał?

Cała reszta sensacyjnych faktów jakoś też mnie nie poruszyła. Partyjna działalność, potem się do niej nieprzyznawanie, ubarwianie swoich przeżyć i książek o fikcyjne aspekty, celowe mijanie się w wielu miejscach z prawdą czy też cały rozdział o „teczce” Kapuścińskiego jakoś specjalnie mnie nie zbulwersowały. Każdy ma prawo do swoich tajemnic. Wszyscy kłamią wtedy gdy wydaje się to pomocne. Kapuściński był też tylko człowiekiem. Na swoje nieszczęście jednak był osobą publiczną, o której ludzie piszą książki.

Zniesmacza mnie jednak o wiele bardziej fakt, że „sensacje” te publikuje Artur Domosławski, nazywający się przyjacielem reportera. Ile z tego co pisze zostało powierzone mu w prywatnych rozmowach z bohaterem jego książki? Czy nie przekroczył przypadkiem cienkiej granicy lojalności wobec przyjaciela?  Kontrowersyjne fakty  przedstawia zawsze bardzo obiektywnie, analizuje dobre i złe strony wyborów Kapuścińskiego, często nawet szuka usprawiedliwień dla takiego zachowania. To wszystko jednak nie zmienia faktu, że moim zdaniem za daleko posuwa się w sprzedawaniu nam tajemnic, które były ceną za sukces, wciąż dla mnie żywego, Ryszarda Kapuścińskiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz