Stanisław Lem, Maska,
1977
Proza Stanisława Lema nie jest dla
każdego. Naszpikowane neologizmami opowiadania, pełne niezrozumiałych fraz
słownictwo i balansowanie na granicy różnych nierealnych światów, choć świadczy o
wielkim geniuszu wyobraźni autora, bywa niestety też powodem niezrozumienia
jego fantastyki naukowej. Na dodatek mozolna lektura ze szkolnych lat czyli Opowieści
o Pilocie Pirxie skutecznie zniechęca do poznania pozostałej twórczości pisarza. Wielu wiec ludzi kojarzy Stanisława Lema właśnie tylko na podstawie tych szkolnych
opowiadań albo ekranizacji powieści Solaris.
Zdecydowanie jednak wielki ten człowiek,
tłumaczony na ponad 40 języków, zasługuje na lepsze poznanie, chociażby było się nie koniecznie wielkim fanem science fiction, tak jak ja. Nieraz już
jednak dochodziłam do przekonania, że niektóre książki odnajdują mnie ponownie gdy
uznają, że jestem na nie gotowa. Wcześniej do Lema nie przekonała mnie nawet
cała seria wykładów wielkiego „lemowskiego pasjonata” na Uniwersytecie, teraz
kiedy przeczytałam kilka nieznanych mi wcześniej opowiadań Lema, dojrzałam
najwidoczniej do jego pisarstwa, bo mam nawet ochotę sięgnąć po którąś z jego
powieści.
W każdym razie tytułowe opowiadanie Maska
nie jest łatwym zadaniem. Stylizowane na średnowieczny język treści w połączeniu
ze skomplikowaną fabułą, w której miejscami trudno się połapać wymagają
ogromnej koncentracji, ciszy i skupienia podczas czytania. Sama opowieść o
nadzwyczajnym, wyglądającym jak pająk robocie, który udając kobietę rozkochuje w
sobie mężczyznę aby potem według otrzymanego rozkazu go zabić, wydaje się nawet
ciekawa. Wszystkie filozoficzne dylematy dziejące się w umyśle robota-pająka,
odnoszące się do istoty natury człowieka (czy może bardziej natury kobiecej)
jak też rozważania chociażby o granicy wolnej woli zasługują bez wątpienia na
uwagę. Jednak opowiadanie wydaje mi się za długie, nie do przebrnięcia za
jednym podejściem, każda koncentracja ma przecież swoje granice, a powrót do
czytania wytrąca z równowagi i długo trwa ponowne wbicie się w ten „lemowski”
klimat.
Na szczęście nie zniechęciło mnie to do
dalszej lektury. Kolejne opowiadania, a potem nawet scenariusze czy widowiska
telewizyjne, są już zdecydowanie lżejsze i przyjemniejsze. Niesamowicie humorystyczne
opowiadanie Edukacja Cyfrania zachęciło mnie do poznania Bajek
robotów albo Cyberiady Stanisława Lema. Przygody niezwykłych
konstruktorów Trurla i Klapaucjusza oraz ich nadzwyczajnych
robotów z pewnością są bardzo ciekawe. Szkoda, że właśnie tego typu proza nie
jest proponowana dziesięciolatkom w szkole, zdecydowanie wyszłoby to Lemowi na
lepsze.
Zawsze lubiłem Lema, nie wiem dlaczego zniechęcacie się Prixem, opowiadanko dość ciekawe.
OdpowiedzUsuńMoze faktycznie powinnam wrocic do Pirxa:)
OdpowiedzUsuń