Doris Lessing, Pamiętnik przetrwania, 1974
„Białe szale, koce, pościel i poduszki. Na bezmiernej równinie
bieli leżało dziecko zagrzebane w biel i niezdolne do uwolnienia
rąk. Patrzyło na biały sufit. Odwracając głowę widziało białą
ścianę po jednej, a róg białej szafy po drugiej stronie. Biała
emalia. Białe ściany. Białe drewno.” (s.191)
Książka Lessing wprowadziła mnie w różne dylematy. Pierwszy z
nich pojawił się już na początku czytania. Trudno było mi
przebić się przez metaforykę do „drugiego dna”. Oniryczny styl
powieści przysłania realizm wydarzeń. Balansująca między jawą a
snem fabuła zbyt często sprawia wrażenie nierealności.
Niepodważalnie przyciąga jednak magicznością i stopniowym
wzbudzaniem zaciekawienia główną bohaterką. Emily pojawiła się
w życiu prowadzącej narracje, starszej kobiety znienacka i została
na długi, decydujący czas.
Oto Lessing przedstawia swoją katastroficzną wizję upadku
społeczeństwa i cywilizacji. Akcja powieści rozgrywa się w
penetrowanym przez gangi mieście, w którym coraz trudniej przetrwać
każdy kolejny dzień. Narratorka obserwuje rzeczywistość i opisuje
swoje współistnienie z dziewczyną i jej psem Hugonem. Często
jednak odnosiłam wrażenie, że sama nie bierze udziału w ich
życiu, lubi za to uciekać w dostępne tylko dla niej samej światy,
w „pozarzeczywistość” w inną przestrzeń, dając w nią wgląd
tylko czytelnikom. Obie kobiety mieszkając razem walczą z
samotnością, każda ma na nią swój pomysł. Autorka ujawnia
sposób na przetrwanie u schyłku cywilizacji, pokazuje co
najbardziej liczy się w sytuacjach granicznych. Wskazuje wartości,
które trzeba za wszelką cenę ocalić w obliczu rozpadającego się
świata.
Przeprawa przez tą książkę nie była jednak łatwą przygodą.
Zbyt długie wywody wokół wciąż tego samego tematu nużyły mnie.
I to właśnie mój największy dylemat, bo nie zachwyciła mnie
książka noblistki, a przecież powinna!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz