czwartek, 8 grudnia 2016

Najcichsza wojna świata

Swietłana Aleksijewicz, Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości, 2005





„Świat się podzielił: my z Czarnobyla i oni, cała reszta ludzi. Zauważyła pani? U nas tu się nie podkreśla: jestem Białorusinem, Ukraińcem, Rosjaninem.... Wszyscy mówią o sobie, że są z Czarnobyla. „Jestem człowiekiem czarnobylskim”. Jakbyśmy byli jakimś odrębnym plemieniem... Nowym narodem...”
(s.134)



To chyba najsmutniejsza książka jaką czytałam. Pozostaje po niej poczucie głębokiego smutku i obezwładniająca bezradność. Zawsze podczas wojny istnieje nadzieja, że kiedyś się ona zakończy, że uda się ocaleć, że można ochronić swoje dzieci. Wojna w Czarnobylu odbyła się bez armat i wystrzałów, ale trwa bez końca, od wielu lat. Noblistka, którą miałam okazję zobaczyć i wysłuchać niedawno w Monachium na Festiwalu Literatury, w swojej czarnobylskiej książce tylko na początku podaje suche fakty. W dalszej części oddaje głos ludziom, świadkom i bezpośrednio dotkniętym katastrofą Białorusinom.


"26 kwietnia 1986 roku o godzinie pierwszej minut dwadzieścia trzy pięćdziesiąt osiem sekund seria wybuchów obróciła w ruinę reaktor i czwarty blok energetyczny elektrowni atomowej w położonym niedaleko granicy białoruskiej Czarnobylu. Awaria czarnobylska była najpotężniejszą z katastrof technologicznych XX wieku. (…) Po Czarnobylu kraj stracił 485 wsi i osiedli, 70 z nich już na zawsze zniknęło pod ziemią. (…) W ciągu ostatnich dziesięciu lat śmiertelność zwiększyła się o 23,5 procent. (…) Do dzisiaj wiele liczb jest nieznanych.... W dalszym ciągu trzyma się je w tajemnicy, aż tak są potworne. (…) Według Ministerstwa Zdrowia w latach 1990 – 2003 zmarły 8553 osoby pracujące na miejscu katastrofy. Po dwie dziennie....
Tak zaczyna się historia...."

Opowieści, które przeczytałam wstrząsnęły mnie do głębi. Po raz pierwszy w życiu miałam poczucie, że książka jest za gruba. Często odkładałam ją z niemocą, nie chciałam dalej czytać. W końcu coś jednak kazało mi dalej brać ją do rąk, otwierać i poznawać prawdę. W głowie się to wszystko nie mieści. Swietłana Aleksijewicz dotarła i wysłuchała tysiące osób, każdy z nich miał dla niej swoją własną historię, jedna smutniejsza od drugiej. To książka o przerwanej miłości, o poświęceniu, o tęsknocie, o walce i cierpieniu, o nieszczęściu i niesprawiedliwości aż w końcu także o bohaterstwie. Młodzi chłopcy albo dojrzali mężczyźni, mężowie i ojcowie w imię miłości do ojczyzny zostawali wysyłani do pracy na skażonym terenie. Oto nowy odcień patriotyzmu.

Niesamowite są te opowieści, trzeba je przeczytać, żeby wiedzieć o czym mówię, bo nie jestem w stanie znaleźć słów mogących je streścić. O czarnobylskiej katastrofie słyszał każdy na świecie, po przeczytaniu tej książki okazuje się jednak, że wcześniej nie wiedzieliśmy nic. Co czuje człowiek opuszczający swój dom, który wybudował i w którym wyobrażał sobie starość; co czuje człowiek strzelający do kotów i psów za to, że nie uciekły; co czuje matka, rodząca martwe lub zdeformowane dzieci; kobieta mieszkająca sama w wysiedlonej miejscowości; mężczyzna patrzący bezradnie na powolną śmierć swojego dziecka. Aleksijewicz pisze książkę o uczuciach, których nikt nigdy nie chciałby poczuć.


Spotkanie z noblistkami: Swietłana Aleksijewicz i Herta Müller
Literaturfest München 2016


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz