Uczciwe opisanie samego siebie nad szklanką whisky na lotnisku, dajmy na to
w Minneapolis
Moje uszy coraz
mniej słyszą z rozmów, moje oczy słabną,
ale dalej są
nienasycone.
Widzę ich nogi w
minispódniczkach, spodniach albo w
powiewnych
tkaninach,
Każdą podglądam
osobno, ich tyłki i uda, zamyślony,
kołysany
marzeniami porno.
Stary lubieżny
dziadu, pora tobie do grobu, nie na gry i
zabawy młodości.
Nieprawda, robię
to tylko, co zawsze robiłem, układając
sceny tej ziemi z
rozkazu erotycznej wyobraźni.
Nie pożądam tych
właśnie stworzeń, pożądam
wszystkiego, a one są jak znak ekstatycznego obcowania (...)
Wydany w 2001 roku tom poetycki Czesława Miłosza pt. To,
zawiera mnóstwo pięknych i ważnych wierszy. Dla takich perełek jak Gdziekolwiek,
Obudzony, czy Jasności promieniste uwielbiam do niego wracać. Poezja
ta tematycznie skupia się wokół: starości, przemijania, podsumowywania życia, rozliczania
się, trochę nawet usprawiedliwiania. Jak na Miłosza przystało znaleźć tu można
też wiersze o czy też do Iwaszkiewicza, Różewicza, Herberta a nawet do Papieża
Jana Pawła II, Edwarda Hoppera czy Gustawa Klimta. Najbardziej jednak
zaintrygowały mnie liryki miłosne, a nawet erotyki jeśli mam prawo tak je
nazwać. Piszący je w wieku 90
lat poeta odsłonił pod koniec życia nieznaną dotąd (przynajmniej przeze mnie)
twarz. Owe wiersze miłosne są o tyle właśnie ciekawe i intrygujące, że pisze je
nie żaden młody amant lecz staruszek, czego
wcześniej nie odnalazłam w polskiej poezji. Fakt ten wyznacza oczywiście zupełnie
inny punkt widzenia a nawet kazał mi zastanowić się nad osobowością wielkiego
noblisty.
Na moje 88
urodziny
Miasto
gęste od krytych pasaży, wąskich
placyków,
arkad,
schodzące
tarasami ku morskiej zatoce.
I ja,
zapatrzony w młode piękno,
cielesne
i nietrwałe,
jego
ruch taneczny wśród starych kamieni.
Kolory
sukien według letniej mody,
stuk
pantofelka na dallach sprzed stuleci,
cieszą
mnie swoim obrzędem powrotu.
Dawno
zostawiłem za sobą
zwiedzania
katedr i wież warownych.
Jestem
jak ten, kto widzi, a jednak sam nie przemija,
duch
lotny mimo siwizny i chorób starości.
Ocalony,
bo z nim wieczne i boskie zdziwienie.
Wiersz Na moje 88 urodziny jest w pewnym sensie tak
samo smutny co optymistyczny. Choć tytuł sugeruje pewnego rodzaju podsumowanie,
a początek wiersza wydaje się melancholijny, to jednak po przeczytaniu całości
pozostaje uczucie spokoju i spełnienia. Daje nadzieję, że starość też na swój
sposób może być piękna. Zastanawiam się tylko, czy „ocalenie” z ostatniego zdania jest domeną wszystkich czy może tylko poetów, którzy jako nieliczni
obdarowani są „boskim zdziwieniem”?
Kolejny utwór Voyeur jest sprawozdaniem z życia. Podmiot
liryczny w kolejnych wierszach wciąż nie daje zapomnieć o tym, że przeżył dużo
i prawie wszystkich swoich bliskich. Uzmysławia, że cechą a nawet rolą poety
jest obserwacja świata i może nawet specyficznie wyczulone na piękno zmysły. Wspomina
więc wyjątkowe kobiety napotkane na swojej drodze wędrowca, ale od razu zasmuca
przypomnieniem o przemijaniu i nietrwałości, szczególnie tutaj skoncentrowanym
na kobiecym pięknie.
Voyeur
Byłem
podglądaczem wędrownym na ziemi.
Szumiało,
mieniło się wnętrze galaktycznej bańki
mydlanej.
Jej
kapelusz z kwiatami lila, nosiła majtki z koronką,
Ucztowaliśmy
z nią przy obrusie cętkowanym w słoneczne
plamy.
Albo
jej na wpół gołe piersi w sukni Empire.
Przebierałem
się w kolorowy frak z orderem,
Byle
tylko móc zgadywać ich stwardniały dotyk.
Zawsze
myślałem o tym, co kobiety noszą zakryte:
Ciemne
wejście do ogrodu wiedzy
W
pianie halek, falbanek i spódnic.
A
później umierały one, ich atłasy i lustra.
Dogaressy,
księżniczki, panny służebne.
Ściskało
mnie w gardle, że takie piękne zmieniają się w
truchło.
Naprawdę
nie szukałem kochania się z nimi.
Pożądały
ich moje oczy, chciwe, bardzo chciwe,
Zaproszone
na komiczne widowisko,
W
którym filozofia i gramatyka,
Poetyka
i matematyka,
Logika
i retoryka,
Teologia
i hermeneutyka,
Oraz
wszelkie nauki mędrców i proroków
Zgromadziły
się, żeby układać pieśń nad pieśniami
O
puszystym zwierzątku nie do oswojenia.
Kolejnym niesamowitym wierszem, który
zwrócił moją uwagę, jest liryk Pastele
Degasa opowiadający o
obrazach Edgara Degasa. Podmiot liryczny niezwykle plastycznie opisuje swoją inspirację
pięknem jakie odnalazł w malarstwie pełnym tańczących baletnic i nagich niewiast.
Idąc tym śladem odszukuję opisane obrazy. Analizuję kilka, na których kobiety
czeszą swoje długie włosy. Do opisu Miłosza pasują mi dwa, nie mogę się
zdecydować, o który dokładnie może chodzić.
Te plecy. Rzecz
erotyczna zanurzona w trwaniu,
A ręce uwikłały
się w rudych splotach,
Tak bujnych, że
czesane, ściągają w dół głowę.
Udo i pod nim
stopa drugiej nogi,
Bo siedzi,
rozchylając zgięte kolana,
I ruch ramion
odsłania linię jednej piersi.
Tu, niewątpliwie,
w stuleciu i roku,
Które minęły.
Jakże ją dosięgnąć?
Kolejny fragment opowiada o
kobiecie przed lustrem. Także pasują mi tu dwa obrazy Degasa. Znowu nie wiem, który
z nich podmiot liryczny miał na myśli.
I jak dosięgnąć tamtą, w żółtym peniuarze?
Trzeciego obrazu, tak
pięknie opisującego leżącą na łóżku kobietę nie odnajduję. Będzie mnie zapewne
jeszcze nurtować i zmuszać do poszukiwań. Bo na podstawie tego krótkiego ale
jakże wyrazistego opisu stoi mi jak żywy przed oczami.
Trzecia leży na łóżku, pali papierosa
I ogląda żurnal
mody. Jej koszula
Z muślinu, biel
obfita okrągło prześwieca
I różowawe sutki.
Kapelusz malarza
Wisi między
sukniami na antresoli.
Lubił tutaj
siadywać, rozmawiać, rysować.
Cierpkie w smaku
jest nasze ludzkie obcowanie
Z powodu
znajomego dotyku, ust chciwych,
Kształtu bioder i
nauk o duszy nieśmiertelnej.
Przybiera i
odchodzi. Fala, wełna, wilna.
I tylko ruda
grzywa błysnęła w otchłani.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz