Grzegorz
Gortat, Zła krew, 2009
"
Dawniej w Łodzi, Berlinie, Poczdamie czy Pradze – przychodził
Niemiec do Żyda i mówił: "Panie Zimbelmann, z pana jest mądry
człowiek, niech mi pan ze szczerego serca doradzi: mam zrobić tak
czy tak?". Albo przychodził i mówił: "Panie Dickermann,
pan jest taki zdolny człowiek, niech mi pan uszyje ślubny garnitur".
Albo przychodził i prosił: " Panie Geldmann, pan jest taki
bogaty człowiek, niech mi pan pożyczy tyle a tyle na niski
procent". Albo przychodził i mówił: " Panie Lanzmann,
pan jest taki utalentowany człowiek, niech mi pan namaluje landszaft
do salonu". Tak było kiedyś, Niemiec przychodził do Żyda,
nie z krzykiem: "Żydzie daj!" albo "Żydzie zrób!"
tylko po ludzku rozmawiał (...) I co? Ni z tego, ni z owego
nastąpiła zmiana o sto osiemdziesiąt stopni."
Książka
Grzegorza Gortata zaskoczyła mnie kilka razy. Największym
zdziwieniem była druga połowa. Fakt, że pierwszą część
czytałam tydzień a nad drugą spędziłam kilka fascynujących
godzin niech mówi sam za siebie. Historia opisana w Złej
krwi przenosi w świat innych wartości.
Kontrast lat przedwojennych z czasem powojennym wzbudza sporo
refleksji a pojawiające się żywe wciąż wspomnienia wojny jak
zawsze bulwersują. Już sam dwuznaczny tytuł książki pobudza
wyobraźnię i nie pozostawia obojętnym wobec losów obu bohaterów,
dwunastolatka i Żyda-literata po Oświęcimiu.
W
odniesieniu do chłopca opowiadającego swoją historię zła krew to
dziedziczone skłonności bądź charakter po ojcu alkoholiku i
kryminaliście. W przypadku narratora drugiej połowy książki, zła
krew to geny żydowskie, jakich należało się w owych czasach
wstydzić. Ta sprytna klamra spinająca obie części nie daje mi
spokoju. Uzmysławia przede wszystkim ogromną presję społeczeństwa
jakiej podlegamy. Wstyd za ojca czy za pochodzenie determinuje życie
bohaterów książki. Wrasta w nich i ciągnie się przez całe życie
w pewnym sensie wyznaczając koleje ich losów.
Obie
łódzkie historie, zarówno ta z lat sześćdziesiątych XX wieku
jak i ta z czasów międzywojnia, zakorzenione są głęboko w
historię Polski. Nie da się chyba napisać książki o tamtych
czasach oderwanej od rozgrywających się za oknami wydarzeń. Mamy
tu też silny wpływ literatury na obu bohaterów i przeżycia
obozowe z pierwszej ręki. Jest cała plejada przeróżnych
kontrastowych postaci i przegląd najpodlejszych ludzkich
charakterów. Autor opisał każdego po trochu, zahacza o sporo
wątków pozwalając jednocześnie toczyć się swojej głównej
opowieści. Ważnym wydaje mi się pokazanie kontrowersyjnych spraw z
kilku punktów widzenia. Pozwolono tu dojść do głosu fanatykom
komunizmu; poddającym się systemowi zwykłym, walczącym o
przetrwanie ludziom; jak także takim, którzy w jakiś sposób
odstają od społeczeństwa. Osobnym tematem są związki, więzi,
tradycje i często niełatwe relacje rodzinne, szczególnie w związku ojca z synem.
Również
z żydowskiego punktu widzenia książka wydaje się ważna. Pokazuje
życie żydowskich (łódzkich) rodzin przed wojną. Ich charaktery,
pozycje społeczne, hierarchie rodzinne, zwyczaje i tradycje
religijne. Na podstawie wspomnień żydowskiego inteligenta dostajemy
wgląd w warszawski światek literacko-żydowski a potem koszmar
holokaustu w getycie i obozach zagłady. Dla niektórych nie był to
jednak koniec okrucieństw losu. Żydzi, którzy przetrwali gehennę
wojenną musieli zmierzyć się jeszcze z ludzkim światem po wojnie.
Skazani na samotność i kpiny społeczeństwa, pozbawieni wszystkich
swoich bliskich, naznaczeni strasznymi przeżyciami, pełni wspomnień
żyli już tylko w jednym celu: aby spróbować ocalić pamięć o
tym co było. Zapisać i przekazać w przyszłość chociaż niektóre
niepoparte ani jednym ocalałym zdjęciem nazwiska. Wydaje mi się,
że autor Złej krwi
dołożył tą książką swoją cegiełkę, ocalając od zapomnienia
świat szczęśliwych przed wojną Żydów.
A na koniec cytat, który mi się spodobał:"Niemiecki to cywilizowany język, można w nim wyrazić najsubtelniejsze myśli".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz