środa, 22 listopada 2017

Magiel językowy


Michał Rusinek, Pypcie na języku, 2017 


„Język, którym się posługujemy, ma paradoksalną naturę: im bardziej jest poprawny, tym bardziej staje się niezauważalny, znika nam z oczu.(…) Z językiem - tym anatomicznym, jak i tym służącym do komunikacji – jest podobnie: przypominamy sobie o jego istnieniu dopiero wtedy, gdy wyczuwamy na jego powierzchni jakiś pypeć, coś, co nas uwiera, boli, drażni, przeszkadza albo po prostu śmieszy. „



Przy najnowszej książce Michała Rusinka bardzo dobrze się bawiłam! To świetne lekarstwo na jesienną chandrę. Znam poczucie humoru autora, tym razem jednak zaskoczył mnie jeszcze bardziej niż ostatnio. Jego fenomenalne, treściwe felietony to słowotwórcza rozkosz. Przyjemnie napisane i ciekawie zobrazowane przykłady żywej, zmieniającej się polszczyzny pokazują jakim uważnym jest obserwatorem i słuchaczem a może jeszcze lepiej „podsłuchaczem”. Notuje na ulicy, w pociągu przed telewizorem i w restauracji. Postawa godna nawiedzonego językoznawcy!

Opisane w książce zagadnienia autor nazywa „pypciami” dając do zrozumienia, że to drażniące polszczyznę wyrażenia. Dzieli je na kilka kategorii. Są to: pypcie z życia autora, kulturalne, historyczne, współczesne, wirtualne, zapożyczone, językoznawcze i obywatelskie. Dzięki swojej spostrzegawczości Rusinek jest w stanie zwrócić uwagę na takie aspekty języka, których zazwyczaj z pośpiechu, zobojętnienia lub przyzwyczajenia wcale się nie zauważa. W dowcipny sposób naświetla nieznajomość kontekstów używanych fraz, wyrażeń czy związków frazeologicznych. Przypatrując się polszczyźnie z każdej strony, drobiazgowo ją rozbiera i punktuje niepokojące zjawiska językowe.

Rysunek - Jacek Gawłowski



„Zdrobnienia. To nie pypcie, ale cała wysypka, szczególnie zaraźliwa w Krakowie.”






Czytając tę książkę od pierwszej strony można poczuć jak wyśmienicie jej autor bawi się używając języka polskiego. Mówiąc czy pisząc przymruża oko na wszystkie te odnalezione i zasłyszane pypcie czy potknięcia słowotwórcze. Nie oburza się słysząc niepoprawne formy, podchodzi do nich z dużym zaciekawieniem. Miejmy po prostu „uszy szeroko otwarte”. Najważniejsza jest świadomość językowa, kiedy zaczynamy powtarzać zasłyszane błędne formy sami upowszechniamy je w języku polskim.

Rysunek - Jacek Gawłowski




„Z wyżyn wzniosłości dość łatwo runąć w otchłań śmieszności, szczególnie za sprawą wieloznaczności.”







Najbardziej rozbawił mnie rozdział kulinarny, w którym autor przygląda się nazwom dań w menu pewnej restauracji. Śmiałam się głośno czytając rozdział o języku, jakim posługują się dzieci. Rusinek dobiera naprawdę zapadające w pamięć przykłady, dzięki czemu może chociaż podświadomie zapamiętamy popełniane często błędy. Analizuje nowy język internetu, polityków, komentatorów czy księży. Zajrzał niemal wszędzie. Zadziwił mnie tylko twierdzeniem, że język polski jest najtrudniejszym językiem świata. Swoim niemieckim uczniom od kilku lat tłumaczę coś zupełnie innego😊 

„Język polski jest najtrudniejszym językiem świata. (…) Bądźmy dumni. Przodujemy. Możemy z góry patrzeć na Anglików – z ich uproszczoną gramatyką – na Włochów – z ich mało wymagającą wymową – na Niemców – z ich logiczną ortografią. No bo u nas tyle wyjątków, odstępstw, nieregularności, przypadków, żywotności i niemęskoosobowości!”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz