„Czas wujków, ojców, dziadków i matek bezpowrotnie minął! – szepnął pod nosem, by strzepnąć z siebie dotyk zmarłych.
Nie miał nic przeciwko wspomnieniom, ale obawiał się, że coś zaczyna
kontrolować jego myśli. A co gorsza, zaczynał nabierać pewności, że to nie on
wywołuje wspomnienia, ale wspomnienia wywołują jego. Przecież to jest
niedorzeczne! Ale wystarczająco wiarygodne, by oszaleć.” (s.102)
Adam, pisarz tkwiący w kryzysie twórczym, ma żonę Ewę. Kiedy Ewa odchodzi
od Adama, ten zamiast walczyć ucieka. Ucieczka jest dosłowna i metaforyczna, bo
wyjeżdża do rodzinnego domu na wsi szukać ukojenia wśród natury, a jednocześnie
chowa się we wspomnieniach, które niespodziewanie atakują go z ogromną siłą. W
pewnym momencie, przeszłość kradnie teraźniejszość i już nic nie jest pewne.
Psychologiczna proza Odiji trąci surrealizmem. Czy wspomnienia w połączeniu ze
świeżym wiejskim powietrzem i wiatrem od morza pomogą Adamowi wrócić do
życiowej równowagi? Czy będą raczej trampoliną w otchłań szaleństwa?
Czytałam i czytałam, a ponieważ sama bardzo lubię wspomnienia, często
zatracałam się w wyimaginowanym świecie głównego bohatera. Wydaje mi się, że
chociaż nigdy nie straciłam nikogo bliskiego, to jednak rozumiem
postępowanie Adama. Pisarz nie ma dobrych relacji z dorosłymi synami a żona go
zdradziła. Gdzie miał szukać ukojenia jak nie w miejscu, które dało mu
najwięcej szczęścia. W miejscu, w którym czas się zatrzymał. Wraca wspomnieniami
do rodziny, w której czuł się bezpiecznie; do brata, którego tragicznie stracił
i zmarłych rodziców. Gdyby żyli, wróciłby do nich, ponieważ ich nie ma,
przywołuje ich w swojej głowie. Każdy ma swój sposób na radzenie sobie z
traumami. Tęskni za utraconą arkadią, każdy taką powinien mieć. Też mam swoją,
też tam uciekam kiedy robi się nieciekawie. Jeśli nie mogę znaleźć się tam
fizycznie, to biorę do ręki album i wspominam. Życie powinno składać się z
takich małych, szczęśliwych momentów, które dają siłę w krytycznych chwilach.
Trzeba udostępnić sobie do nich drogę i przede wszystkim pozwolić sobie na nie.
Oczywiście wszystko z umiarem, Adam niestety go nie zachował, stracił
kontrolę nad wspomnieniami. Ciągle do niego wracały, dawały chwile ulgi i
szczęścia, więc uzależnił się jak od narkotyku. Ciężko wyjść z
uzależnienia, trudno się z tym walczy. Być może samemu nie uda się wygrać. Nie
wiadomo jak skończył Adam, ostatnie zdanie powieści daje dużo do myślenia.
Proza Daniela Odiji jak zwykle zabarwia poezją realistyczne
opisane życie na wsi. Pojawiają się stałe motywy, jest pożar, lisy i zmarli
wędrujący obok żywych.
„Dziecko jednak zawsze wykorzysta nieuwagę rodziców. Potrafi chwycić się
luki w czasie, kiedy to dorosłym wydaje się, że kontrolują każdą minutę.
Wskoczy w ten moment, który dla dorosłych jest niewidoczny, i tak ukryte
zniknie dla ich oczu.” (s.104)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz