„Są winy, których nie możemy naprawić. Są przeprosiny, które nie
wypowiedziane nie w porę, nigdy nie zostaną przyjęte. Nie możemy cofnąć naszych
słów i czynów, nie możemy wymazać ich gumką myszką albo klawiszem Delete.”
Główny bohater książki to Lesław Srebroń, zafascynowany twórczością
polskiego fantasty Filipa Włócznika naukowiec, który przyjeżdża na małą,
deszczową wyspę w ramach wymiany uniwersyteckiej. Dokumentuje on swój pobyt w
dzienniku, wtajemniczając tym samym czytelnika nie tylko w przebieg
pobytu na Finneganach, ale także w swoje najskrytsze myśli i przeżycia
wewnętrzne.
Krótkie rozdziały krok po kroku uzmysławiają, jakim człowiekiem jest
Lesław. Autor podejmuje ciekawą grę opisując całą sytuację, tylko z perspektywy
głównego bohatera. Zmusza tym samym czytelnika do wyciągnięcia wniosków
i ocenienia charakteru naukowca z własnej perspektywy. Dlatego też, to co ja w
nim zobaczyłam, może znacznie różnić się od opinii człowieka np. podobnego do
Lesława Srebronia. Bo niestety sama kilku takich znam.
Otóż mamy do czynienia z człowiekiem ślepo w siebie zapatrzonym. To ten
skrajny przypadek, kiedy poczucie własnej wartości przeradza się w głupie
zarozumialstwo i przesadną pewność siebie. Z relacji bohatera o kontaktach z akademickim społeczeństwem fantastycznie można zrozumieć jak działa
system takich bezkrytycznie zapatrzonych w swój wyimaginowany geniusz ludzi.
Mają wytłumaczenie na każde swoje niepowodzenie, usprawiedliwiają dziwne zachowania
ludzi wokół siebie wzmacniając swoją motywację. Idiotyczna naiwność narzuca od
razu porównania z Don Kichotem, który nie odczytując sygnałów innych ludzi
brnął w swoje szaleństwo.
Oderwanie od rzeczywistości i nieporadność życiowa nie
wzbudziły mojego współczucia. Od razu stają mi przed oczami moi znajomi tacy
jak on. Każdy z nich ma jakąś pasję, bzika na określony temat, może nawet
talent. Ale ich zarozumialstwo nie pozwala się nim dzielić, potrzebują tylko
słuchaczy, przyklaskiwaczy. Oczywiście bywa, że tacy zapatrzeni w siebie ludzie
osiągają sukces, ale z kim mogą się nim cieszyć, skoro najwierniejszą towarzyszką
jest samotność. Dzięki książce Wita Szostaka zrozumiałam co dzieje się w głowie
takiego człowieka, jak napędza swoje chore poczucie geniuszu!
„Lubiłem to intelektualne podniecenie, kiedy zabierałem się do czegoś nowego. Myśli napierają, a człowiek pomaga im się narodzić, znaleźć właściwą formę.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz