J.D. Salinger, Buszujący
w zbożu, 1951
„Czułem się tak
podle, że miałem ochotę popełnić samobójstwo. Chętnie bym
wyskoczył przez okno, i jak nic bym to zrobił, gdybym miał
pewność, że ktoś mnie przykryje, gdy już wyląduję na chodniku.
Nie chciałem, żeby banda prymitywów gapiła się na mnie, jak
zostanie ze mnie mokra plama.” (s.152)
Legendarna książka
Salingera utrzymuje klimat z powyższego fragmentu. Dotarłam do niej
ewidentnie za późno. Jeszcze 15 lat temu pewny siebie
siedemnastoletni Amerykanin Holden Caulfield miałby szansę stać
się moim idolem. Dzisiaj zaledwie kilka razy mnie rozśmieszył.
Główny bohater wyrzucony z kolejnej prestiżowej szkoły, obawiając
się powrotu do domu przemierza ulice Nowego Jorku spędzając czas
na rożnego rodzaju rozmyślaniach egzystencjalnych. Spotyka się z
kilkoma osobami z czego wynikają zabawne perypetie. Cała
książka ma formę pamiętnika Holdena, dzięki czemu narracja
poprowadzona w pierwszej osobie daje wnikliwy wgląd w osobowość
bohatera. Czytelnicy maja szansę poznać najskrytsze jego myśli,
które niejednokrotnie wprawiają w zdumienie, i które to zapewne są
przyczyną niezwykłej popularności tej książki.
Holden to bardzo
skomplikowana postać, niby niemądry (nie radzi sobie w szkole) ale
oczytany, niby odważny i agresywny ale tchórzliwy, niby egoistyczny
ale wszystko odda dla swojej młodszej siostry, niby wielki amant
przechwalający się kolejnymi dziewczynami a jednak z żadną nigdy
nie spał, niby zarozumiały a jednak wrażliwy, z jednej strony ma
wszystko w nosie, a z drugiej jednak martwi się o siebie. I tutaj
właśnie odnajduję całą siłę tej umiejscowionej w Ameryce lat
pięćdziesiątych a jednak bardzo współczesnej i uniwersalnej
opowieści. Autor zabawił się swoimi czytelnikami. Pokazał istotę
ludzką z trzech różnych stron. Wyraźnie sobie teraz uzmysłowiłam,
że przecież wszyscy mamy tak jak Holden kilka różnych twarzy. W
pierwszej kolejności jesteśmy tacy jacy sami myślimy, że
jesteśmy, razem z naszymi skrywanymi przed światem cechami. W
drugiej odsłonie jesteśmy jednak też tacy, jakimi odbierają nas
inni ludzie, co często może nas zaskakiwać gdyż poza tym jesteśmy
też tacy jakimi chcielibyśmy być. Kreujemy w pewnym stopniu siebie
w oczach otoczenia. I to też jesteśmy my, tylko wykreowani, trochę
wyidealizowani. I wszystkie te trzy twarze każdego człowieka tak
pięknie się uzupełniają i mogą spokojnie ze sobą współistnieć.
Która z nich jest najprawdziwsza?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz