Ewa Kujawska, Dom
Małgorzaty, 2007
„Po odejściu
Wilhelma i Johanna Hildegard ujrzała, że droga, jaką odeszli,
zwinęła się w kłębek – jak wielki, śpiący
kot. Skoro jej synowie odeszli – droga przestała być drogą.
Stała się zatrzymaniem w czasie, wyczekiwaniem, pustką, którą do
życia będzie w stanie przywrócić tylko i wyłącznie powrót
Wilhelma i Johanna. Hildegard umościła więc w pamięci obraz drogi
unoszącej ze sobą rozkołysane plecy dwóch na poły mężczyzn, na
poły chłopców. Uśpiła w tej pamięci ten obraz, gotowa jednak w
chwili, gdy nadejdzie czas, przywołać go znowu, rozwinąć drogę
tak, jak odwija się nić ze szpulki, aby powracający trafili po
swoich własnych śladach – teraz przechowywanych w czułej pamięci
– do Domu, do bezpiecznej przystani.” (s.39)
Czasami lubię sięgać na półkę z niezeznanymi książkami po
nieznanych mi autorów. Wpływ na to, którą z nich przeczytam w tym
wypadku na pewno ma okładka oraz forma wydania. Ostateczną jednak
decyzję podejmuję dopiero po przeczytaniu fragmentu
ze środka książki. Tak było w przypadku Domu Małgorzaty.
Proza Ewy Kujawskiej urzekła mnie tak bardzo, że książkę
przeczytałam na dwa razy. Magiczność, poetyckość i niebanalna
historia to cechy moich ulubionych powieści, w Domu Małgorzaty
znalazłam je wszystkie. Opowieść o mieszkańcach domu nad morzem
wzbudza sporo refleksji a dzieje dwóch kobiet Niemki i Polki,
których losy splotła ze sobą wojna, uruchamiają szereg wspomnień.
Na okładce książki widnieją dwie podobne do siebie kobiety
obejmujące tytułowy dom. Wcale o niego nie walczą, po prostu z
przywiązaniem przytulają. Dom ten zbudował mąż Hildegard i
chciał, żeby służył on jego rodzinie przez kolejne pokolenia.
Razem z synami zginął jednak na wojnie a po jej zakończeniu
mieszkańcy miasta zostali wysiedleni. Hildegard nie chciała od razu
wyjechać i musiała zamieszkać z nową rodziną, z Polakami, którzy
mieli zająć puste miejsca przy stole i pokoje po utraconych synach.
Cały świat tej biednej kobiety runął w gruzach, tak jak dosłownie
stary dom nowej lokatorki Małgorzaty. Autorka na motywach tematu
powojennych przeprowadzek snuje opowieść o silnych emocjach kobiet,
którym przyszło zmierzyć się z nową rzeczywistością po wojnie,
która sama w sobie odbijaja się w powieści tylko echem, jest
odległym tłem wydarzeń.
Książka ta zachwyca od pierwszej strony poetyckim językiem i
unoszącą się między wersami magicznością. Realizm przenika
dźwięczna nutka nadzwyczajności, objawiająca się chociażby w
aniołach siedzących na dachu. Cała powieść przesiąknięta jest
smutkiem, bo opisywana rzeczywistość nie miała w sobie nic zabawnego. Jednak dzięki pięknym porównaniom, poetyckim metaforom
i metafizycznej narracji zostaje jakby odciążona z tematycznego
ciężaru, jaki przyszło udźwignąć tej historii. Myślę, że
właśnie to był jeden z powodów przyczyniających się do
przyznania książce Nagrody Fundacji Kultury.
Jedynym co mi trochę przeszkadza to tytuł. Dlaczego dom Małgorzaty?
Dlaczego nie Hildegard? Niemiecką bohaterkę polubiłam bardziej,
wydaje mi się, że nawet głębiej została przeanalizowana,
silniejsze emocje mnie z nią związały niż z jej następczynią.
Pod koniec książki denerwowały mnie nawet opisy dalszych losów
Małgorzaty i jej rodziny podczas gdy Hildegard tak nagle zniknęła
z narracji. Odniosłam wrażenie, że książka powinna zakończyć
się wcześniej, razem z odejściem Hildegard. Dlatego też tytułem
poczułam się pokrzywdzona:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz