poniedziałek, 26 października 2015

Miasto piasku i tęsknot

Katarzyna Boni, Wojciech Tochman, Kontener, 2013




" Zaatari – kiedyś nazwa najbliższej wsi. Teraz pustynne miasto, długie i szerokie na kilka kilometrów. Niczego nie ma obok, nawet tej wsi stąd nie widać. Miejsce w pustce. Bez pamięci, bez tożsamości. Daleko od innych ludzi, poza społeczeństwem, poza czasem. Przestrzeń do przetrzymania tysiąca skazanych na poniewierkę. Nie istnieje na oficjalnych mapach państwa. (…) Miasto ze szmat i blachy. (…) Tysiące namiotów w kolorze piachu. I tysiące białych, na dalekich obozowych obrzeżach. Białe są również kontenery. Blaszane pudełka, jak piece gdy pali skwar. I jak lodówki, gdy zimny grudzień. „
(s. 54-55)

Wojciech Tochman w ramach reporterskiego projektu Migracje zaprosił do współpracy nad książką o przebywających w Jordanii uchodźcach z Syrii absolwentkę Polskiej Szkoły Reportażu Katarzynę Boni. Z trudnego tematu  powstała mała, skromna książeczka o nieatrakcyjnym tytule Kontener. Nie ma w niej żadnych zdjęć, które mogłyby uzupełnić treść. Jest za to ogromny ładunek słów, które pozostawione same sobie najlepiej obrazują opisywane sytuacje. Bez fotograficznej podpórki wyobraźnia czytelnika zaczyna działać zupełnie inaczej (przynajmniej moja). Dzięki temu treści dostają w reportażach dodatkowej mocy. Na podstawie prosto opisanych historii poszczególnych ludzi, miejsc i rozmów w głowie przewracają się masakryczne obrazy powstałe mocą wyobraźni.


Dramatyczna codzienność syryjskich uchodźców to bardzo delikatny i aktualny temat. Nie wiem jak autorzy przyczyniają się swoją książką do dzisiejszych dylematów całej Europy, wiem tylko, że udało mi się nie tyle zrozumieć sytuację społeczno-polityczną w tym kraju ile po prostu przybliżyć nieco do poznania kultury, mentalności i osobowości ludzi, uciekających z swoich azjatyckich ojczyzn. Wydaje mi się, że to bardzo ważne w tej książce. Autorom nie chodzi o zrozumienie całej sytuacji, ani o szczegółowy opis warunków w jakich przyszło Syryjczykom wypatrywać końca wojny, ale raczej właśnie o poznanie ich jako ludzi, próbę analizy postrzegania przez nich samych tej sytuacji i przybliżenie Europejczykom nieco ich sposobu myślenia. Jest to w dużej mierze opowieść o ludziach wojny. O tym za czym tęsknią, o czym marzą, o czym myślą i jak sobie radzą czekając na powrót do domu, który może być dawno już zbombardowany.

Mnie najbardziej poruszyły jak zwykle opowieści kobiet i sytuacja dzieci. Zaskoczył mnie fakt, jak bardzo zmieniła się rola żony po opuszczeniu przez całą rodzinę zagrożonego kraju. W Syrii kobiety nie pokazywały się same na ulicy i wychodziły do drugiego pokoju, kiedy przychodzili znajomi męża. Teraz, w obliczu wojny, te onieśmielone matki i żony wzięły sprawy w swoje ręce. Nastąpiła tzw. wojenna emancypacja. Kobiety, które całe życie bały się spojrzeć obcym ludziom w oczy, na wygnaniu zamieniły się w główne żywicieli rodzin, zawstydzając tym swoich niezaradnych mężczyzn. Mało tego, na skrzydłach wojennej wolności zaczęły domagać się rozwodów. Fenomenalny znak nowych czasów, przykład na to, jak ze złej sytuacji może wyniknąć coś dobrego. Uwolnienie umysłów onieśmielonych żon spod władzy mężczyzn.

To jednak tylko jeden z problemów jakich dotykają reporteży. Opis warunków życia w kontenerze na terenie Jordanii przeraził mnie a uświadomienie sobie mentalności ludzi z zupełnie innej niż nasza kultury wzbudziło we mnie różnego rodzaju przemyślenia. Polecam na jesienne wieczory tę nadal bardzo aktualną, małą książeczkę z przemyślnie napisanymi, smutnymi reportażami o innej niż nasza rzeczywistości.


„Kiedy Arab opuszcza ukochaną kobietę albo drogą mu ojczyznę, czuje gurbę. To nostalgia, wyobcowanie, świadomość wygnania i żal za utraconym. Dręczące poczucia bycia nie u siebie. Słowo gurba wywodzi się od ciemnego słowa garaba znanego w islamie jako przeciwieństwo jednego słowa szaraka. Garaba – ciemność. Tego nic nie ukoi. Tylko powrót.”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz