Katarzyna Boni,
Wojciech Tochman, Kontener,
2013
" Zaatari –
kiedyś nazwa najbliższej wsi. Teraz pustynne miasto, długie i
szerokie na kilka kilometrów. Niczego nie ma obok, nawet tej wsi
stąd nie widać. Miejsce w pustce. Bez pamięci, bez tożsamości.
Daleko od innych ludzi, poza społeczeństwem, poza czasem.
Przestrzeń do przetrzymania tysiąca skazanych na poniewierkę. Nie
istnieje na oficjalnych mapach państwa. (…) Miasto ze szmat i
blachy. (…) Tysiące namiotów w kolorze piachu. I tysiące
białych, na dalekich obozowych obrzeżach. Białe są również
kontenery. Blaszane pudełka, jak piece gdy pali skwar. I jak
lodówki, gdy zimny grudzień. „
(s. 54-55)
Wojciech Tochman w ramach
reporterskiego projektu Migracje zaprosił do współpracy nad
książką o przebywających w Jordanii uchodźcach z Syrii
absolwentkę Polskiej Szkoły Reportażu Katarzynę Boni. Z trudnego
tematu powstała mała, skromna książeczka o nieatrakcyjnym
tytule Kontener. Nie ma w niej żadnych zdjęć, które
mogłyby uzupełnić treść. Jest za to ogromny ładunek słów,
które pozostawione same sobie najlepiej obrazują opisywane
sytuacje. Bez fotograficznej podpórki wyobraźnia czytelnika zaczyna
działać zupełnie inaczej (przynajmniej moja). Dzięki temu treści
dostają w reportażach dodatkowej mocy. Na podstawie prosto
opisanych historii poszczególnych ludzi, miejsc i rozmów w głowie
przewracają się masakryczne obrazy powstałe mocą
wyobraźni.
Dramatyczna codzienność
syryjskich uchodźców to bardzo delikatny i aktualny temat. Nie wiem
jak autorzy przyczyniają się swoją książką do dzisiejszych
dylematów całej Europy, wiem tylko, że udało mi się nie tyle
zrozumieć sytuację społeczno-polityczną w tym kraju ile po prostu
przybliżyć nieco do poznania kultury, mentalności i osobowości
ludzi, uciekających z swoich azjatyckich ojczyzn. Wydaje mi się, że
to bardzo ważne w tej książce. Autorom nie chodzi o zrozumienie
całej sytuacji, ani o szczegółowy opis warunków w jakich
przyszło Syryjczykom wypatrywać końca wojny, ale raczej właśnie
o poznanie ich jako ludzi, próbę analizy postrzegania przez nich
samych tej sytuacji i przybliżenie Europejczykom nieco ich sposobu
myślenia. Jest to w dużej mierze opowieść o ludziach wojny. O tym
za czym tęsknią, o czym marzą, o czym myślą i jak sobie radzą
czekając na powrót do domu, który może być dawno już
zbombardowany.
Mnie najbardziej poruszyły
jak zwykle opowieści kobiet i sytuacja dzieci. Zaskoczył mnie fakt,
jak bardzo zmieniła się rola żony po opuszczeniu przez całą
rodzinę zagrożonego kraju. W Syrii kobiety nie pokazywały się
same na ulicy i wychodziły do drugiego pokoju, kiedy przychodzili
znajomi męża. Teraz, w obliczu wojny, te onieśmielone matki i
żony wzięły sprawy w swoje ręce. Nastąpiła tzw. wojenna
emancypacja. Kobiety, które całe życie bały się spojrzeć obcym
ludziom w oczy, na wygnaniu zamieniły się w główne żywicieli
rodzin, zawstydzając tym swoich niezaradnych mężczyzn. Mało tego,
na skrzydłach wojennej wolności zaczęły domagać się rozwodów.
Fenomenalny znak nowych czasów, przykład na to, jak ze złej
sytuacji może wyniknąć coś dobrego. Uwolnienie umysłów
onieśmielonych żon spod władzy mężczyzn.
To jednak tylko jeden z
problemów jakich dotykają reporteży. Opis warunków życia w
kontenerze na terenie Jordanii przeraził mnie a uświadomienie sobie
mentalności ludzi z zupełnie innej niż nasza kultury wzbudziło we
mnie różnego rodzaju przemyślenia. Polecam na jesienne wieczory tę nadal bardzo aktualną, małą książeczkę z przemyślnie
napisanymi, smutnymi reportażami o innej niż nasza rzeczywistości.
„Kiedy Arab opuszcza
ukochaną kobietę albo drogą mu ojczyznę, czuje gurbę. To
nostalgia, wyobcowanie, świadomość wygnania i żal za utraconym.
Dręczące poczucia bycia nie u siebie. Słowo gurba wywodzi się od
ciemnego słowa garaba znanego w islamie jako przeciwieństwo jednego
słowa szaraka. Garaba – ciemność. Tego nic nie ukoi. Tylko
powrót.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz