piątek, 4 września 2015

Literat w nałogu – literatura pijacka

Jerzy Pilch, Pod Mocnym Aniołem, 2002

 
 
Ilekroć wam powiem, że przestałem pić, że nie piję, że po dziesięcioleciach wytrzeźwiałem na dobre, że odzyskałem poczucie czasu, że tygodniami dochodziłem do siebie w lodowatym domu w górach – tylekroć z całym spokojem możecie nie wierzyć. Prawdę powiedziawszy – nie wierzcie ani jednemu mojemu słowu. Słowo jest moją używką, moim narkotykiem, rozsmakowałem się w przedawkowaniu. Język jest moim drugim, co mówię, drugim, język jest moim pierwszym nałogiem." (s.49)
 

Książkę Jerzego Pilcha przeczytałam gdy dostała Nagrodę Nike w 2002 roku. Nie dorosłam wtedy do niej, temat był mi obcy a sama fabuła wydawała się nudna. Przez to, na kilka lat przestałam czytać Jerzego Pilcha. Gdy obejrzałam film Wojtka Smarzowskiego poczułam jednak ogromną ochotę powrotu do książki. Teraz, za drugim razem przeczytałam ją na jednym wdechu. Dlatego zdecydowałam się napisać o tym dziele w kontekście do adaptacji filmowej. O obu utworach trzeba i należy mówić, nie pozostawiają obojętnym wobec tematu alkoholizmu, który skądinąd nie jest przecież niczym nowym ani w literaturze ani w kinie.
 



O ile jednak Smarzowski stworzył długi, ciężki, przygniatający realizmem swoich scen film, o tyle książka bardziej penetruje dusze alkoholików. Opowieść snuje bohater-narrator, czyli pisarz borykający się z uzależnieniem od mocnych trunków. W książce Jerzy wciąga nas w swój świat, każe czuć to samo co on, przeżywać każde pijackie uniesienie a potem poniżenie i wstyd. W filmie nie mogłam aż tak bardzo wczuć się w sytuację głównego bohatera, czułam się raczej jak obserwator, który z coraz większym niedowierzaniem i coraz mniejszą nadzieją przygląda się zmaganiom alkoholików w zakładzie. Zagrali je ulubieńcy reżysera, śmietanka polskiej sceny aktorskiej, którzy nota bene tak samo jak w Pod Mocnym Aniołem upijali się w jego poprzednim filmie „Drogówce”. Niektórzy z nich tak potrafili przykuć uwagę swoją filmową kreacją, że zapominałam, że to przecież grany przez Roberta Więckiewicza Jerzy jest głównym bohaterem. Powiedziałabym nawet, że w filmie punkt ciężkości przenosi się na bohatera zbiorowego – alkoholików.
 
"Pod Mocnym Aniołem" reż. W. Smarzowski 
 
 
 
Piję bo piję. Piję bo lubię. Piję, bo się boję. Piję, bo jestem obciążony genetycznie.”

 
 
W każdym razie nietuzinkowi alkoholicy wykreowani przez Pilcha, który nadał im znaczące imiona takie jak: Szymon Sama Dobroć, Don Juan Ziobro, Fanny Kopelmeister, Królowa Kentu, Kolumb Odkrywca, Najbardziej Poszukiwany Terrorysta Świata, Król Cukru, Przodownik Pracy Socjalistycznej nabrali w filmie dodatkowego znaczenia a ich pijackie życiorysy powaliły na kolana. Chwała niech będzie genialnym aktorom! U Pilcha, Jerzy ze swoimi myślami pozostaje w centrum, a miłość, która w filmie staje się nadzieją w walce z nałogiem, u Pilcha pozostaje złudzeniem, marą. O ile jednak wyszukany język powieści jej metaforyzmy i specyficzny, poetycki styl czyni z niej rzecz na miarę filozoficznych rozważań to adaptacja filmowa ociera się o dramatyzowaną komedię, która swoją powtarzalnością powrotów do zakładu (nie dało się tego uniknąć) w końcu zaczyna tak męczyć, że po prawie dwugodzinnym seansie oprócz żalu, że jednak się Jerzemu nie udało, odczuwałam ogromną ulgę. Cieszyłam się, że to koniec i nie muszę dłużej na to patrzeć ani wczuwać się w ten chory świat. Wiem, że ludzie, którzy żyją z tym problemem na co dzień nie mogą odczuć takiej ulgi. Film się skończył, wyszłam z kina, otrząsnęłam się z przeżyć, nie potrafiłam im współczuć. Czułam się podobnie jak po filmie Marka Kotarskiego „Wszyscy jesteśmy Chrystusami”. Wtedy nawet odczuwałam swego rodzaju szczęście, że mnie ten problem nie dotyczy, że miałam szczęśliwe dzieciństwo.
 
Siłą rzeczy czytając Pilcha przed oczami miałam opowiadanie Marka Hłaski z 1956 roku „Pętlę”. Wpisując się w nurt literatury alkoholowej i Hłasko i współczesny Pilch nie pozostawiają złudzeń co do choroby. Wnikają w swojej prozie głęboko w pijacki umysł i odsłaniają najwstydliwsze aspekty alkoholizmu. Obaj pisarze opisują nijako swoje własne przeżycia, dzięki czemu trzeba im wierzyć. Wydźwięk obu książek jest pesymistyczny, choć Hłasko doprowadza swojego bohatera do końca, Pilch zostawia go walczącym, ale już przegranym. Upijający się w barze „Pod Orłem” Kuba z opowiadania Hłaski i jego kilka lat starszy kolega "pilchowski" Jerzy z baru „Pod Mocnym Aniołem” to bohaterowie uniwersalni, reprezentujący swoje pokolenia mężczyzn, z którymi mogą utożsamiać się inni alkoholicy. Myślę jednak, że to nie dla nich powstają takie książki i filmy. Potrzebują je inni, zdrowi, nie znający problemu ludzie, nie mający pojęcia z czym walczą alkoholicy, w ramach uświadomienia. „Pętlę” Hłaski przeniósł na ekrany w 1958 roku Wojciech Jerzy Hass. Od tamtego czasu minęło ponad pół wieku, a po filmie Wojciecha Smarzowskiego nasuwa się smutna refleksja....nic się nie zmieniło.
 

"Pętla" reż. W.J. Hass
 
- Chce się pan zapić na śmierć? - zapytał doktor Granada.
- Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam – odparłem (…) Prawdę powiedziawszy, najchętniej zapiłbym się na śmierć po długim i szczęśliwym życiu. (…) Ale jak można żyć długo i szczęśliwie bez picia?”

 
 
 
Zaciekawiły mnie kobiece głosy w nurcie literatury pijackiej. Dwa lata temu książkę o alkoholiczce napisała Patrycja Pustkowiak „Nocne zwierzęta” a ostatnio ukazała się alkoholowa powieść Małgorzaty Halber pt. „Najgorszy człowiek na świecie”, w której również kobieta zmaga się z problemem alkoholizmu. Z pewnością sięgnę kiedyś po te książki.
 
Ja, na przykład dociekam całymi zdaniami. Powiem więcej: z rozpaczliwym uporem utrzymuję się przy życiu dzięki myśleniu całymi zdaniami. I nie jest to żaden grafomański trening, choć dla literatury myślenie całymi zdaniami ma znaczenie pierwsze. Z dojmującą przykrością myślę o chwili, kiedy ostatnie akapity, zdania, fragmenty zdań sczezną w mojej głowie i zostaną tam nieczytelne rękopisy, widma nazw, majaki, koniec." (s.32)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz