„I tak przez całe moje
istne światowanie – uciekałęm od Polaków ku Niemcom, a od
Niemców ku Polakom, a nikt mnie nie chciał, nigdzie nie byłem
chciany. I w istnem światowaniu bolało to najbardziej, w istnem
światowaniu nie bardzośmn rozumiał, kto jest Polak, a kto Niemiec,
bardziej się liczyło, czy ktoś jest handlarz, czy sedlak wiejski,
czy luźny człowiek, jak ja, czy pan, czy cham.” (s. 89)
Wieczny Grunwald to
wydany przed pięcioma laty z okazji rocznicy Bitwy pod Grunwaldem
debiut Szczepana Twardocha, który pozwolił poznać się szerszej
publiczności dopiero po sukcesie drugiej książki autora.
Debiutancka powieść jest jednak bardzo dobrym przedsmakiem tego, co
w późniejszej twórczości rozwinął autor. Daje wgląd w nurty
tematyczne, po których Twardoch swobodnie się porusza, jego
stylizacje językowe, problematykę tożsamościową, no i przede
wszystkim stosunki polsko-niemieckie.
Wieczny Grunwald
wymaga jednak inteligentnego czytelnika. Nie każdy odnajdzie się w
XV-wiecznym języku, w podróżach w czasie i przestrzeni. Chwila
nieuwagi i bardzo łatwo można pogubić się między stronami
książki, na których Paszko bohater-narrator swobodnie przemieszcza
się w czasie; umiera nieumierając; na jednej stronie książki
jeździ w starej bryczce a na drugiej współczesnym samochodem;
zabija, gwałci albo się modli i płacze.
Główny bohater to bękart
króla Kazimierza, osierocony w dzieciństwie przez matkę
prostytutkę czyli językiem Twardocha
„kuriwe macierzy syn, bestard królewski".
Urodził się w czasach, kiedy dzieci wychowywały się na ulicy a
matki zarabiały ciałem na chleb, od
małego miał więc pecha, który zdaje się nie opuszczać go całe
życie. Kiedy zostaje sierotą wyjeżdża z Polski do Niemiec
i w konsekwencji gubi się w swojej tożsamości, balansując
między Polską, do której powraca a Niemcami gdzie się wychował.
Ostatecznie walczy w tytułowej bitwie pod flagą Zakonu
Krzyżackiego.
Powieść ta przepełniona
jest wywodami prosto z umysłu nieszczęśliwego Paszko. Nie da się
go polubić ani nawet mu współczuć po tym jak bezrefleksyjnie
wbija nóż w pierś młodego rówieśnika a następnie z zimną krwią niemalże
go ćwiartuje. Twardoch tworząc negatywnego bohatera wnika w jego
prymitywny sposób myślenia i proponuje analizę jego postępowania.
Wydaje mi się, że raczej nigdy bym sama nie miała pretekstu do
tego, aby choć przez chwilę zatrzymać się przy kimś o tak niskim
poziomie intelektualnym, przypatrzeć się mu i spróbować
zrozumieć. Zastanawiam się nawet co skłania Szczepana Twardocha do
zajmowania się tak wypaczonymi umysłami. Czego w nich poszukuje?
Jaką ironię losu i przewrotność świata chce nam pokazać? W
każdym razie przygody Paszki i
metaforyczny Grunwald uzmysławiają, że całe życie walczymy ze
sobą samym a niemiecki kontekst całej tej historii czytany z
perspektywy emigrantki, nabiera głębokich znaczeń i skłania do
smutnej refleksji. Ile goryczy słychać w głosie głównego
bohatera, który mówi:
„Nienawidzę Niemców,
naprawdę nienawidzę Niemców. Nienawidzę wszystkiego, co
niemieckie: nienawidzę romatische lieder, które nasz
verbindungsoffizier Klose nieustannie puszcza z adapteru, bo takiego
akompaniamentu trzeba mu do rozpaczy, i nienawidzę pruskiego stylu
bycia, nienawidzę Goethego i Kanta, nienawidzę Hitlera,
Allgemeine-SS, Waffen-SS, Luftwaffe, Heer i Kriegsmarine, nienawidzę
nazistów, nienawidzę bawarskich krajobrazów i nienawidzę
krzyżackich zamków w Prusach, po prostu nienawidzę Niemców. (…)
A więc patrzę na tego
idiotę, który trzyma się kaemu, i na jego biało-czerwoną
ermelsztrajfę na lewym rękawie, i myślę o tym, jak bardzo
nienawidzę Polaków: nienawidzę Mickiewicza, który jest nawet
gorszy od Goethego, bo nikogo poza Polakami nie obchodzi, nienawidzę
Zamku Królewskiego w Warszawie, który chętnie wysadziłbym w
powietrze razem z całą pierdoloną Warszawą, razem z Wawelem
najlepiej, i nienawidzę polskich powstań, Słowackiego,
piłsudczyków, endeków nienawidzę również i pepeesowców,
ludowców, postępowców, polskich Żydów, poetów ze Skamandra i
kosynierów, Chopina nienawidzę i wierzb płaczących, i tych
przerażających, pleśnią chmur przykrytych równin, gdzie każdy
konar kusi człowieka: do mnie przywiąż pętlę stryczka, utrzymam
cię łagodnie i miękko.
Nienawidzę jednych o
drugich za to, że wyrosłem między nimi, niczym chwast między
pszenicą a żytem.”
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń