Olga Tokarczuk, Księgi
Jakubowe, 2015
"Polszczyzna
jest jakaś toporna i brzmi z chłopska. Nadaje się do opisu świata
natury i co najwyżej agrikultury, ale trudno nią wyrazić sprawy
skomplikowane, wyższe, duchowe. Jakim kto językiem mówi, takim i
myśli. A polszczyzna jest niejasna i niekonkretna. Nadaje się
raczej do opisów pogody w podróży, a nie do dyskursów, gdzie
trzeba umysł wytężyć i wyrazić się jasno. Ot, do poezji się
nadaje, Droga Pani Dobrodziejko, Muzo Nasza Sarmacka, bo poezja
rozmyta i niekonkretna.
(s. 767)
(s. 767)
Po 6 latach oczekiwania w
końcu mogłam przeczytać najnowsze dzieło Olgi Tokarczuk. Pięknie
wydana książka, wręcz edytorska perełka zachęca swoją
tajemniczą szatą graficzną. Wszystko tu współgra ze
sobą, wszystko ma swój uzasadniony sens. Strony ponumerowane
od tyłu mają uświadomić, że każdy porządek to tylko kwestia
przyzwyczajenia, podział na siedem ksiąg i zastanawiające
stare ilustracje uzmysławiają o jak odległych czytamy czasach.
Wszystko to sprawia, że trzymając w ręku książkę ma się
wrażenie, że oto wkracza się do niesamowitego świata; wyrusza do
odległej, potężnej i obcej Polski, gdzie mieszają się ze
sobą różne języki, podobnie jak religie, osobowości i tożsamości. W ten ludzki
rozgardiasz, gwar, barokowy klimat i czasy królów wprowadza Księga
Mgły, w której już na początku dopadają nas dziwne zapachy błota
zmieszanego z wilgocią i końskimi odchodami; unosząca się nad
ziemią, złowroga mgła oraz zgrzyt powozu i szelest
stronic starych ksiąg.
Na 900 stronach powieści
dzieje się bardzo dużo. Autorka starała się prześledzić losy
wielkiego heretyka XVIII wieku Jakuba
Franka i jego towarzyszy. Gruba, wielowątkowa, opisująca okres
pięćdziesięciu lat opowieść, została mistrzowsko poprowadzona.
Mimo nawału przewijających się przez różne księgi postaci i
zmian narratora, chyba ani przez chwilę nie miałam wrażenia, że
gubię się w tej historii. Tokarczuk opowiada listami, dziennikami,
modlitwami i zeznaniami. Narrator pozostaje w cieniu, chętnie oddaje
głos swoim bohaterom, przez co mam wrażenie, że prawie
wszystkich udało mi się dobrze poznać.
Dużo można by pisać o
tym wielkim historycznym dziele Olgi Tokarczuk, bo dotyka bardzo wielu ważnych kwestii nadających się na
długie dyskusje. Tematy, po których autorka
porusza się bardzo swobodnie,
jeszcze do niedawna wydawały mi się
zupełnie obce. Dopiero z czasem czytania powoli powracała do mnie
nabyta pewnie nieświadomie wiedza o XVIII-wiecznej Polsce i
Polakach. Po lekturze Ksiąg Jakubowych moja
wiedza zapełniła się szczegółami, nabrała w wyobraźni kształtów, zapachów i
kolorów. Najbardziej spodobała mi się postać babci
Janty – staruszki nie całkiem umarłej, balansującej gdzieś
między światami. Będąca wszystkowiedzącym narratorem Janta
nadaje całej tej opowieści smaku nadzwyczajności co wyjątkowo nie
odbiera jej realności. Dzieje się to przecież
w czasach kiedy takie tajemnicze sprawy zdarzały się
często. Dzięki Jancie, pisarce udało się pokazać nam
jeszcze więcej niż samą historię Jakuba Franka. Dostaliśmy wgląd
w drugi wymiar. Fenomenalne!
Kolejną sprawą różniącą
Księgi Jakubowe od standardowej powieści historycznej jest
dopuszczenie do głosu kobiet! Ciekawe osobowości, silne charaktery
i niestety pozostające zawsze na marginesie kobiety nabrały pod
piórem Tokarczuk prawdziwych kształtów. Ciekawie
opisane sylwetki matek, żon, córek czy sióstr dodały tej historii
dodatkowego znaczenia, uczyniły ją
prawdziwszą i barwniejszą. Zarówno postacie historyczne jak poetka
Elżbieta Drużbacka, żona Franka Chana, córka Ewa czy sama
Katarzyna Kossakowska albo cesarzowa Maria Teresa jak także te mniej
znane bądź wymyślone jak Gitla, Wajgełe, karmiąca Jakuba piersią
Ewa Jazierzańska albo zarządzająca dworem Zwierzchowska, wszystkie
miały duży wpływ na przebieg opisanej w księgach historii, tak
samo jak duże znaczenie mają kobiety w życiu każdego mężczyzny.
Wszystkie niesamowite
rzeczy opisane przez autorkę rzucają nieco światła na
niezrozumiałą dla mnie wcześniej herezję jaką był „frankizm”.
Ale sam charyzmatyczny Jakub Frank nadal jest tajemniczy,
pozostaje obcy (frank-fremd). Pisarka, choć zbliżyła się tak
blisko, nie rozgryzła go. Bohater Tokarczuk ani przez moment nie
wzbudza sympatii, wszystko co robi, głosi i to jak traktuje ludzi
nie wyjaśnia jego fenomenu. Daje jedynie wgląd w dwulicowość
i egoizm. Ale za co go tak wszyscy kochali? Czym porywał tłumy? Nie wiem.
„Są cztery rodzaje
czytelników. Jest czytelnik gąbka, czytelnik lejek, czytelnik
cedzidło i czytelnik sito. Gąbka wchłania w siebie wszystko, jak
leci, jasne jest, że potem dużo z tego pamięta, lecz nie umie
wydobyć najważniejszego. Lejek – przyjmuje jednym końcem, drugim
zaś wszystko co przeczytane, z niego wylatuje. Cedzak przepuszcza
wino, a zatrzymuje winny osad, ten w ogóle nie powinien czytać i
lepiej żeby zajął się rzemiosłem. Sito zaś oddziela plewy, żeby
otrzymać najlepsze ziarno. „Chciałbym, żebyśmy byli jak sito i
nie zatrzymywali tego, co niedobre i nudne” - mawiał do nas
Isochor. (s. 749)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz