poniedziałek, 20 lipca 2015

Inny wymiar przeszłości

Olga Tokarczuk, Księgi Jakubowe, 2015

 
"Polszczyzna jest jakaś toporna i brzmi z chłopska. Nadaje się do opisu świata natury i co najwyżej agrikultury, ale trudno nią wyrazić sprawy skomplikowane, wyższe, duchowe. Jakim kto językiem mówi, takim i myśli. A polszczyzna jest niejasna i niekonkretna. Nadaje się raczej do opisów pogody w podróży, a nie do dyskursów, gdzie trzeba umysł wytężyć i wyrazić się jasno. Ot, do poezji się nadaje, Droga Pani Dobrodziejko, Muzo Nasza Sarmacka, bo poezja rozmyta i niekonkretna.
(s. 767)

 
Po 6 latach oczekiwania w końcu mogłam przeczytać najnowsze dzieło Olgi Tokarczuk. Pięknie wydana książka, wręcz edytorska perełka zachęca swoją tajemniczą szatą graficzną. Wszystko tu współgra ze sobą, wszystko ma swój uzasadniony sens. Strony ponumerowane od tyłu mają uświadomić, że każdy porządek to tylko kwestia przyzwyczajenia, podział na siedem ksiąg i zastanawiające stare ilustracje uzmysławiają o jak odległych czytamy czasach. Wszystko to sprawia, że trzymając w ręku książkę ma się wrażenie, że oto wkracza się do niesamowitego świata; wyrusza do odległej, potężnej i obcej Polski, gdzie mieszają się ze sobą różne języki, podobnie jak religie, osobowości i tożsamości. W ten ludzki rozgardiasz, gwar, barokowy klimat i czasy królów wprowadza Księga Mgły, w której już na początku dopadają nas dziwne zapachy błota zmieszanego z wilgocią i końskimi odchodami; unosząca się nad ziemią, złowroga mgła oraz zgrzyt powozu i szelest stronic starych ksiąg.


Na 900 stronach powieści dzieje się bardzo dużo. Autorka starała się prześledzić losy wielkiego heretyka XVIII wieku Jakuba Franka i jego towarzyszy. Gruba, wielowątkowa, opisująca okres pięćdziesięciu lat opowieść, została mistrzowsko poprowadzona. Mimo nawału przewijających się przez różne księgi postaci i zmian narratora, chyba ani przez chwilę nie miałam wrażenia, że gubię się w tej historii. Tokarczuk opowiada listami, dziennikami, modlitwami i zeznaniami. Narrator pozostaje w cieniu, chętnie oddaje głos swoim bohaterom, przez co mam wrażenie, że prawie wszystkich udało mi się dobrze poznać.

Dużo można by pisać o tym wielkim historycznym dziele Olgi Tokarczuk, bo dotyka bardzo wielu ważnych kwestii nadających się na długie dyskusje. Tematy, po których autorka porusza się bardzo swobodnie, jeszcze do niedawna wydawały mi się zupełnie obce. Dopiero z czasem czytania powoli powracała do mnie nabyta pewnie nieświadomie wiedza o XVIII-wiecznej Polsce i Polakach. Po lekturze Ksiąg Jakubowych moja wiedza zapełniła się szczegółami, nabrała w wyobraźni kształtów, zapachów i kolorów. Najbardziej spodobała mi się postać babci Janty – staruszki nie całkiem umarłej, balansującej gdzieś między światami. Będąca wszystkowiedzącym narratorem Janta nadaje całej tej opowieści smaku nadzwyczajności co wyjątkowo nie odbiera jej realności. Dzieje się to przecież w czasach kiedy takie tajemnicze sprawy zdarzały się często. Dzięki Jancie, pisarce udało się pokazać nam jeszcze więcej niż samą historię Jakuba Franka. Dostaliśmy wgląd w drugi wymiar. Fenomenalne!

Kolejną sprawą różniącą Księgi Jakubowe od standardowej powieści historycznej jest dopuszczenie do głosu kobiet! Ciekawe osobowości, silne charaktery i niestety pozostające zawsze na marginesie kobiety nabrały pod piórem Tokarczuk prawdziwych kształtów. Ciekawie opisane sylwetki matek, żon, córek czy sióstr dodały tej historii dodatkowego znaczenia, uczyniły ją prawdziwszą i barwniejszą. Zarówno postacie historyczne jak poetka Elżbieta Drużbacka, żona Franka Chana, córka Ewa czy sama Katarzyna Kossakowska albo cesarzowa Maria Teresa jak także te mniej znane bądź wymyślone jak Gitla, Wajgełe, karmiąca Jakuba piersią Ewa Jazierzańska albo zarządzająca dworem Zwierzchowska, wszystkie miały duży wpływ na przebieg opisanej w księgach historii, tak samo jak duże znaczenie mają kobiety w życiu każdego mężczyzny.

Wszystkie niesamowite rzeczy opisane przez autorkę rzucają nieco światła na niezrozumiałą dla mnie wcześniej herezję jaką był „frankizm”. Ale sam charyzmatyczny Jakub Frank nadal jest tajemniczy, pozostaje obcy (frank-fremd). Pisarka, choć zbliżyła się tak blisko, nie rozgryzła go. Bohater Tokarczuk ani przez moment nie wzbudza sympatii, wszystko co robi, głosi i to jak traktuje ludzi nie wyjaśnia jego fenomenu. Daje jedynie wgląd w  dwulicowość i egoizm. Ale za co go tak wszyscy kochali? Czym porywał tłumy? Nie wiem.

 
„Są cztery rodzaje czytelników. Jest czytelnik gąbka, czytelnik lejek, czytelnik cedzidło i czytelnik sito. Gąbka wchłania w siebie wszystko, jak leci, jasne jest, że potem dużo z tego pamięta, lecz nie umie wydobyć najważniejszego. Lejek – przyjmuje jednym końcem, drugim zaś wszystko co przeczytane, z niego wylatuje. Cedzak przepuszcza wino, a zatrzymuje winny osad, ten w ogóle nie powinien czytać i lepiej żeby zajął się rzemiosłem. Sito zaś oddziela plewy, żeby otrzymać najlepsze ziarno. „Chciałbym, żebyśmy byli jak sito i nie zatrzymywali tego, co niedobre i nudne” - mawiał do nas Isochor. (s. 749)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz