Andrzej Stasiuk,
Dukla,
1997
„Gdy jest już po
wszystkim, niebo pozostaje błękitne od końca do końca. Równie
nieruchoma jest powierzchnia wody. Żaby odeszły pozostał tylko
skrzek i ciała tych, które nie przeżyły. Unoszą się na wznak,
mają białe brzuchy, z pyszczków snują się im bladoróżowe nitki
wnętrzności niczym jakieś wyrafinowane odmiany wodorostów. I to
jest znak, że wiosna już nadeszła.”
(Święto
wiosny)
Jest takie miejsce
na ziemi gdzie słychać trzepot skrzydeł motyla. To Dukla
z opowiadań Stasiuka. Chodźmy, jedźmy tam. Spokój, cisza, słońce,
wiatr, deszcz. Prozę przesiąkniętą poezją trzeba smakować
powoli, rozkoszować się fragmentami, nie dać się ponieść,
delektować się słowami i porównaniami. To co zrobił autor Dukli
nie mieści się w żadnym gatunku. Nudne z pozoru miejsce, gdzieś
daleko poza miastem, gdzie znudzonym ludziom niewiele się chce, i
nawet powietrze stoi w miejscu, uczynił natchnionym i pełnym
nadzwyczajnych wydarzeń. Obojętnie czy jest to to potańcówka w
remizie, odlot bocianów czy atak wilków na łanię, za sprawa niezwykłego doboru słów i znaczeń opisy te w wielu miejscach książki zapierają dech w piersi.
Rysunek Kamila Targosza |
„O czwartej nad ranem noc powoli unosi czarny tyłek, jakby obżarta wstawała od stołu i szła spać. Powietrze jest jak zimny atrament, spływa asfaltowymi drogami, rozlewa się i krzepnie w czarne jeziora.”
(Polowa lata, Pogórze)
Trochę trudno mi
jednak pisać o tej książce, bo czytałam ją strasznie długo. Nie
nadaje się do łóżka, gdyż od nadmiaru opisów i braku trzymającej
w napięciu fabuły można zasnąć. Dawkowałam ją więc sobie
kawałkami, różnymi dniami. Tutaj treść musi mówić sama za
siebie, dlatego przytaczam różne fragmenty, można by cytować i
cytować a potem uczyć się tego na pamięć. Obok pięknych opisów
przyrody Stasiuk nie oszczędza naturalistycznych obrazów ludzkich
typu:
„Dziewczyny
były szpetne. Siedemnasto-osiemnastolatki połyskiwały złotymi
zębami. Krótkonogie, pękate, piersiaste i dupiaste stanowiły
wierne obrazy swoich przeznaczeń. Lekkie letnie buty odsłaniały
twarde, rozdeptane pięty.”
Rysunek Kamila Targosza |
„Mimo bezwietrznej pogody powietrze nieustannie drżało. Zielone i niebieskie ważki, osy i szerszenie, trzmiele i cętkowate żaglice sprawiały, że nieruchomy pejzaż przenikała nieuchwytna, dręcząca wibracja.” (Rzeka)
Prawdziwą rozkoszą
po przydługim pierwszym opowiadaniu są krótkie końcowe perełki.
Rozdziały typu Niedziela, Ptaki,
Bociany, Jaskółki, Rzeka, Deszcz, Mróz, Noc, Niebo
to mistrzowsko napisane i skonstruowane opowiadania o materii świata,
której zdarza nam się nie zauważać. A niby wystarczy spojrzeć w
górę żeby zobaczyć niebo. Zaczarowany świat Andrzeja Stasiuka
wciąga.
„Z początkiem września wszystko się zmieniło. Zupełnie tak, jakby niebo miało wnętrze. Jednego poranka błękit pękł i wypuścił wiatr pomieszany z lodowatą ulewą.”
(Jaskółki)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz