"Wissen
Sie, ein Dichter muss in seiner Muttersprache leben. Wenn Sie Ihre
Sprache verlassen, werden Sie leiden und den Geruch der gebratenen
Hechte und der blühenden Seen in Ihre Heimat schrecklich vermissen.
Aber vor allem werden Sie Ihre Sprache vermissen, und das ist für
Ihre Dichtung tötlich."
Artur Becker to
wielokrotnie nagradzany, jeden z najbardziej znanych
niemieckojęzycznych pisarzy polskiego pochodzenia.
Becker z Polski wyjechał w 1985 roku mając 18 lat. W swojej
twórczości wciąż jednak wraca w rodzinne strony, co czyni jego
powieści w pewien sposób autobiograficznymi. Nawet jeśli jest to
nadinterpretacja to nie da się ukryć, że bohaterowie książek
Beckera podświadomie noszą jego cechy lub podążają jego drogą.
Autor pisząc po niemiecku, opowiada polskie historie.
Pisarz
akcję najnowszej powieści rozpoczyna dnia 13 grudnia 1983 roku.
Pamiętna data, ważny dzień. Bohater książki
trzydziestosześcioletni Andrzej jest niespełnionym pisarzem gdyż
władza w Polsce zablokowała jego twórczość. Po wieloletnich
staraniach w końcu udaje mu się otrzymać paszport i przyjeżdża
do przyjaciela, sławnego kompozytora, do Wenecji. Tytułowa Lidia, w
której jak nie trudno się domyślić zakochuje się Andrzej, jest
dwudziestoparoletnią córką kompozytora. W momencie wprowadzenia w
Polsce „stanu wojennego” Andrzej znajduje się więc we Włoszech
i staje przed dylematem roztrząsanym na wiele elementów w powieści:
czy wracać do kraju (do żony i synka) czy nie wracać?! Oto jest
pytanie, na które razem z Andrzejem czytelnicy Beckera będą
starali się odpowiedzieć.
Dyskusje
o sens emigracji są w moim życiu obecne od kilku lat. Książka ta
więc, nabrała dla mnie dodatkowego znaczenia. Chociaż znajduję
się z zupełnie innej sytuacji niż Andrzej, a do Ojczyzny mogę
wracać kiedy chcę, w pewnym sensie wartości, nad którymi
zastanawia się główny bohater są mi bardzo bliskie. Chociażby
sprawa cytowana przeze mnie na wstępie. Jakiś paradoks jest w
fakcie, że filolog polski opuszcza swój obszar językowy. Do dziś
nie pojmuję jak mogło się to stać. W książce Beckera bardzo
wyraźnie zostaje odmalowany kontrast między szarą, ocenzurowaną
Polską lat osiemdziesiątych i kolorową, pełną turystów Wenecją.
Są to smutne wspomnienia a położenie pisarza Andrzeja jest bardzo
reprezentatywne dla ówczesnej sytuacji intelektualistów polskich. W
książce pojawiają się nawiązania do Hłaski, Miłosza czy
Gałczyńskiego. Główny bohater zostaje rzucony w świat wolnych
artystów: malarzy, muzyków, poetów, fotografów i na chwilę
pozwala sobie poczuć się jednym z nich. Do momentu, kiedy przypomni
sobie kim jest naprawdę i skąd pochodzi. Polska to nie Włochy.
Między tym wszystkim pojawia się gorąca, namiętna miłość,
która dostarcza mu słodkich chwil zapomnienia i stawia w jeszcze
trudniejszej sytuacji.
Wybór
jakiego dokonuje Andrzej jest bez wątpienia aktem odwagi, nie może
być jednak traktowany jako typowy, jedyny właściwy czy najlepszy
dla tamtych czasów. Według mnie sytuacja każdego Polaka
znajdującego się wówczas na emigracji powinna być rozpatrywana
indywidualnie. Piękne opisy zimowej Wenecji są na pewno dodatkowym
atutem powieści. Przez to też nie można uniknąć nasuwających
się porównań „Siedmiu dni z Lidią”
do powieści Tomasza Manna „Śmierć w
Wenecji”, w której niemiecki pisarz
platonicznie podkochuje się w kilkuletnim chłopcu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz