Stephanie
Cowell, Claude i Camille, 2011
„Mam w sobie tyle ognie i takie plany. Zawsze pragnę niemożliwego. Weźmy na przykład czystą wodę i falującą trawę na dnie. Miło jest na to patrzeć, ale próba namalowania tego może doprowadzić do szaleństwa.”
Claude Monet
Amerykańska
pisarka podjęła się napisania zbeletryzowanej biografii jednego z
prekursorów impresjonizmu Claude Moneta, skupiając się na jego
miłości do Camille Doncieux. Autorka dając podtytuł swojej
książce „Monet, jego muza i miłość” jednoznacznie zakreśla
tematykę powieści czyniąc głównym bohaterem książki nie tylko
wielkiego malarza ale także jego żonę. Błędne jest więc
podejście do tej książki każdego, kto chciałby w niej odnaleźć
tylko czyste fakty z życia Moneta. Choć chronologia wydarzeń nie
zostaje tu zmieniona to jednak powieść opisuje jedynie niewielką
część życia malarza, który był aktywny twórczo niemal do samej
śmierci w wieku 86 lat. Opowieść Cowell kończy się wraz ze
śmiercią ukochanej żony Moneta w 1879 roku, gdy malarz miał 39
lat, druga połowa jego życia pozostaje tutaj pominięta.
Sama
autorka pod koniec książki przyznaje się do wtrącania fikcji i
swoich wyobrażeń w miejsca, które pozostawiały tzw. luki w
życiorysie obojga bohaterów. Wymyśliła np. romans Camille z
przyjacielem Moneta, historię z listami z młodości lub też romans
z drugą żoną Moneta podczas małżeństwa z Camille, na co nie
znalazła dowodów. Sama dopatrzyłam się jeszcze kilku nieścisłości
z biografią malarza. Ale biorąc do ręki taki twór jak
zbeletryzowaną biografię liczyłam się z tym.
W
każdym razie akcja powieści rozgrywa się w dwóch planach
czasowych. Główne wydarzenia XIX wieku od czasu do czasu zostają
przerywane skokiem w przyszłość, kiedy Monet pod koniec życia
próbuje skontaktować się korespondencyjnie z siostrą pierwszej
żony i wyjaśnić jej tajemnice zawartą w starych listach,
napisanych w młodości.
Moneta
poznajemy jako młodego chłopca rysującego karykatury z nadmorskiej
francuskiej miejscowości. W Hawrze zaprzyjaźnia się ze swoim
pierwszym nauczycielem malarstwa Eugène Boudinem. Poznajemy
perypetie związane z obraniem własnej drogi i budzącą się w
przyszłym impresjoniście pasję malarską. Wydarzenia z drugiej
połowy XIX wieku zostają opisane bardzo „chwytnym” językiem.
Książkę czyta się przyjemnie, narracja rozbudza emocje gdy w grę
wchodzi wielka miłość związana z mezaliansem, bieda i walka o
przetrwanie, proces tworzenia wielkich dzieł i starania o ich
docenienie. Na kartach powieści pojawiają się wielcy artyści w
młodości, przyjaciele Moneta, wskrzeszeni przez pisarkę razem ze
swoimi nieśmiertelnymi dziełami, które właśnie tworzą i zmartwieniami
związanymi z problemami rodzinnymi, niedocenieniem przez krytykę,
walką z biedą czy też w końcu romansami i wojną. Pisarce udało się ciekawie zobrazować atmosferę
panujące w Paryżu i bezgraniczną przyjaźń między
impresjonistami. Czuję się teraz jakbym osobiście poznała
Pissara, Reinora, Maneta, Sisleya, Bazillea. Przyjemnie było więc
zanurzyć się na chwilę w tamten świat, kiedy artyści zaczęli
nowatorsko spoglądać na malarstwo, wyobrażać sobie co czuli, gdy
ich obrazy, wiszące dzisiaj w największych muzeach, były
wyśmiewane i niedoceniane.
Autorka
skupiła się na smutnym okresie życia Moneta i nadzwyczaj pięknie
przedstawiła wielką choć niełatwą miłość jego i Camille.
Chętnie poczytałabym jednak jeszcze dalej i z satysfakcją
poobserwowała lata kiedy Monet w końcu został doceniony po tych
wszystkich nieszczęściach jakie go spotkały. Chciałabym zobaczyć
kiedy zakładał piękny ogród, który kiedyś obiecał swojej
pierwszej żonie, a którego niestety nie było jej dane ujrzeć.
Cieszę się jednak, że znam dalszy ciąg tej opowieści, i że
jest on o wiele bardziej optymistyczny. Nie każdemu artyście jest
dane zaznać smaku chwały i sławy za życia. Nie mniej jednak,
dzięki książce Stephanie Cowell udało mi się poznać
główną muzę pierwszych obrazów Moneta, oraz inspiracje i
miejsca, które dziś podziwiam na obrazach. Autorce udało się
otworzyć w mojej wyobraźni piękny, kolorowy, słoneczny świat
francuskich plenerów z obrazów Moneta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz