Tadeusz Konwicki,
Zwierzoczłekoupiór,
1969
"Gdzie on
jest, ten Zwierzoczłekoupiór? On jest zawsze w tych dziwnych
chwilach, które zapamiętujemy później na całe życie. On jest w
raptownych przebudzeniach, kiedy wyszarpniemy się nagle z
popołudniowego snu i widzimy za oknem czerwone słońce o zachodzie,
słyszymy ćwir wróbli walczących pośrodku drogi, czujemy powiew
wiatru, który wydyma w oknie firankę. Przez moment wszystko wydaje
nam się obce, nieznane, przerażające, jakbyśmy się dopiero teraz
po raz pierwszy urodzili. I wtedy on, Zwierzoczłekoupiór
jest przy nas."
Tadeusz
Konwicki zmarł w wieku 89 lat 7 stycznia 2015 roku, niespełna więc
miesiąc temu. W ramach wspomnień o autorze postanowiłam przeczytać
w końcu jego książkę, która od dawna stoi na mojej półce.
Zwierzoczłekoupiór będący
opowieścią kilkuletniego Piotra, przeniósł mnie w świat
marzeń i fikcyjnych wyobrażeń.
W pewnym momencie poczułam niesamowitą radość z wolności jaką w
sobie noszę. W każdej chwili mogę znaleźć się gdzie chcę,
gdzie sobie wymarzę. Mogę przemieszczać się w czasie nie tylko za
sprawą książki, ale głównie dzięki swojej wyobraźni. Mogę
wszystko:) Wystarczy tylko w to uwierzyć i spróbować.
Narrator
powieści Konwickiego już na wstępie ostrzega, że jest to książka
tylko dla niegrzecznych dzieci. Podaje też w wątpliwość fakt, czy
grzeczne w ogóle cokolwiek z niej zrozumieją. Nie wiem, czy
dorosłych można zaliczyć do niegrzecznych dzieci, może w pewnym
sensie tak. Nie wiem też w jakim wieku młodzi ludzie powinny
przeczytać tą książkę, aby zrozumieć jej metaforyczne
przesłanie. Narracja odbywa się tu bowiem na kilku płaszczyznach.
Pierwszą z nich jest świat, w którym żyje, nudzi się, chodzi do
szkoły, snuje fantazje, gra w filmie i opowiada o swojej
nieprzeciętnej rodzinie główny bohater-narrator. W drugiej
płaszczyźnie Piotr za sprawą gadającego doga Sebastiana przenosi
się razem z psem do innego świata z przeszłości, aby uratować
spod władzy chłopca Troipa dziewczynkę Ewę. Cała ta przygoda
jest bardzo tajemnicza. Wskakujemy razem z Piotrem w nadzwyczajny
świat, w którym zwierzęta mówią a gwiazdy wydają się bardzo
blisko ziemi.
Ilustracja Danuty Konwickiej |
Kolejnymi
światami jakie pojawiają się w powieści są sny Piotra i w końcu
miejsce, w którym znajduje się na końcu książki. Nie chcę
powiedzieć gdzie to jest aby nie zdradzić jak skończyła się ta
cała historia. Faktem jest jednak, że dwie ostatnie strony powieści
zupełnie zmieniają jej przesłanie i odbiór. Przez cały czas
czytania czerpałam niemałą przyjemność z przemieszczania się po
kilku równoległych przestrzeniach czasowych a pod koniec brutalnie
wszystko runęło.
Niemałą
zagadką pozostaje także tytułowy Zwierzoczłekoupiór. Piotr
próbuje kilka razy wytłumaczyć kim jest dla niego to dziwne
stworzenie. Sam chłopiec jest bowiem nad wiek inteligentny co
wielokrotnie podkreśla w swojej opowieści. Jedynie upiór ten budzi
w nim lęk i przerażenie. Często czuje jego obecność, w końcu
nawet go słyszy chociażby w szumie wiatru i przekonuje nas, że
każdy ma swojego Zwierzoczłekoupiora, który prędzej czy później
zbliży się do nas na tyle, że sami przekonamy się o jego
istnieniu. Zbliżająca się do ziemi w opowieści Piotra kometa
potęguje napięcie i uczucie grozy.
Ilustracja Danuty Konwickiej |
Wielu
można doszukiwać się w tej książce aluzji i powiązań do
współczesnego pisarzowi czasu powstania powieści. Dla mnie dzisiaj
pozostaje nostalgicznym wspomnieniem czasów dzieciństwa, kiedy
można było bez ograniczeń korzystać ze swojej wyobraźni i
chociaż wydźwięk tego utworu jest nieco pesymistyczny to jednak
wspomnienie ciekawych przygód Piotra i jego przyjaciół dodaje
całości ziarnka optymizmu. Szczególnie barwnie opisane w książce
postacie wzbogacają utwór pikanterią, z szaloną ciocią Cecylią
albo z „puszystym” kolegą Bawołem na czele.
W wydaniu Biblioteki Gazety Wyborczej z 2010 roku podziwiałam piękne ilustracje-szkice Danuty Konwickiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz