Agnieszka Turzyniecka, Dziewczynka z
balonikami, 2014
"Wierzę, że
wszystko w życiu ma jakiś cel. Wierzę, że we wszechświecie jest
równowaga. Jeśli coś się wznosi, to musi też opaść. Jeśli coś
opada, to musi powstać. Najlepsze wciąż przed nami.”
(s.174)
Lekki
tytuł książki i jej okładka nie są adekwatne do trudnej treści.
Nazwa „Dziewczynka z balonikami” wydawała mi się tak
infantylna, że nie od razu sięgnęłam po tą książkę,
zostawiając ją na podróż albo wakacje. Jak się okazało,
było to bardzo mylące. Pozycja ta zasługuje na wnikliwą
uwagę, nie koniecznie nadaje na szybkie i przyjemne zabicie czasu.
Nie wiem skąd moda nawiązywania do tytułów kojarzących się już z
innymi dziełami typu: Dziewczynka w czerwonym płaszczyku,
Dziewczynka w zielonym
sweterku, Dziewczynka z zapałkami itp. Przy czym
wszystkie te dziewczynki smutne, biedne i nieszczęśliwe. Wygląda na
to, że pojawił się nowy motyw „dziewczynki” w literaturze.
Niech więc będzie...do grona koleżanek za sprawą Agnieszki
Turzynieckiej dołącza Dziewczynka z balonikami, i to
bynajmniej nie po to aby zrobiło się w tym towarzystwie weselej.
Książka
ta jest swego rodzaju pamiętnikiem dwudziestoparolatki Marleny,
cierpiącej na pewien rodzaj depresji....dwubiegunowej, maniakalnej.
Dziewczyna wyemigrowała do Niemiec, żeby więc było ciekawiej
akcja rozgrywa się w szpitalu psychiatrycznym w Karlsruhe. W tym
miejscu skupia się prawie cała fabuła książki, będącej
zapisem choroby, jej przebiegu, kolejnych etapów jak też
poszukiwaniem przyczyn i sposobów radzenia sobie z nią.
Pierwszoosobowa
narracja daje możliwość utożsamienia się z główną bohaterką
i jednocześnie przeniknięcia do umysłu osoby chorej na depresję.
Dostajemy więc w pewnym sensie wgląd w samo centrum, ośrodek choroby
psychicznej. Nigdy nie czytałam podobnej relacji, trudno mi więc
ocenić prawdziwość tego co przedstawia autorka. Nie wiem co
dokładnie obejmuje fikcja literacka, pozostaje mi jej uwierzyć.
Ważniejszym
dla mnie wątkiem powieści stała się jednak skomplikowana relacja
dziewczyny z matką. W książce nie przebiega ona jednak w moim odczuciu
wystarczająco realistycznie. Może dlatego, że raziły mnie
jednoznaczne, powielane stereotypy złej matki, popełniającej
standardowe błędy wychowawcze, które siłą rzeczy musiały odbić
się na psychice córki. Jednak przyjrzenie się tej relacji
uświadomiło mi ze zdwojoną siłą jak wielką odpowiedzialność
biorę na siebie jako matka, jak ogromny wpływ mam na ukształtowanie
nowych ludzi w postaci moich dzieci i po jakim cienkim lodzie stąpam
próbując moich metod wychowawczych, jak daleko trzeba sięgać
wyobraźnią aby czegoś nieodwracalnie nie zepsuć. Chodzi tutaj
przecież o zupełnie nowe istnienie odrębnego człowieka, którego
osobiście muszę sobą wyposażyć na dalszą, życiową drogę.
Książka ta zrodziła we mnie mnóstwo pytań i refleksji tego
właśnie rodzaju, przez co nie mogłam odebrać jej tylko i wyłącznie jako
książki o depresji. Dla mnie była czymś więcej, po raz pierwszy
chyba złapałam się na tym, że nie wcieliłam się w postać
dziewczyny (co dotąd przy tego rodzaju historiach było zawsze dla
mnie oczywiste) ale próbowałam raczej rozgryźć postać matki.
Chciałam ją analizować, punktować błędy jakie zrobiła,
uświadamiać sobie jak należy postępować w podobnych sytuacjach.
Problem w tym, że w Dziewczynce z balonikami wszystko jest aż
nazbyt oczywiste, proste. Postać matki jest jednoznacznie zła, nie
ma pretekstów do szukania usprawiedliwień jej czynów. Nabrałam
jednak ochoty, aby sięgnąć po fachową literaturę badającą ten
temat.
W
każdym razie dziękuję autorce za tą książkę. Jak widać dotyka
sporo ciekawych zagadnień ze zwróceniem uwagi na różne rodzaje
depresji i sposoby radzenia sobie z nią. Nie brakuje także
krytycznego podejścia do „fachowców” czyli psychiatrów,
psychoterapeutów itp.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz