Hanna Krall, Biała
Maria, 2011
„Wzywano ją
kiedy umierał ktoś w swoim domu. Tylko ją, bo nikt tak umiejętnie,
z taką nieomal czułością nie szykował nieboszczyków do
pochówku. Nikt tak cierpliwie nie ogrzewał ciepłym ręcznikiem
sztywnych palców. Tak zręcznie nie mył, nie czesał i tak ładnie
nie układał w trumnie rąk ze świętym obrazkiem.”
(„Biała Maria”
s. 40)
Podczas
czytania kilku pierwszych stron Białej
Marii czułam panikę i dezorientację.
Dopiero po pewnym czasie w mojej głowie zaczęły rozjaśniać się
różne obrazy. A kiedy całkowicie udało mi się wbić w styl tej
skromnej rozmiarowo, migawkowej książeczki zachwyciłam się jej
treścią i formą. Trzeba jednak bardzo lubić reportaże Hanny
Krall i dobrze orientować się w jej twórczości, biografii oraz
dwóch filmach Krzysztofa Kieślowskiego, na których niejako oparła
fabułę swojej książki: Dekalogu 8
i Podwójnym życiu Weroniki,
aby polubić Białą Marię,
nie zarzucić jej czytania po kilku stronach a na koniec poczuć
ogromną satysfakcję.
Nie
da się chyba streścić treści tej książki. Autorka pozostaje
wierna tematom przeżyć wojennych i tragediom rodzinnym, jak zawsze
z wielką precyzją, ostrożnością i pasją podchodzi do fragmentów
życia swoich bohaterów. Filmowym zmysłem dotyka czułych miejsc
ich historii. Tym razem jednak, Hanna Krall do swojej książki
przemyciła mimochodem wydarzenia z własnego życia. Spoglądając z
tej perspektywy, Biała Maria
może być w pewnym sensie dziełem rozliczeniowym.
Trudno
jednoznacznie zakwalifikować mi gatunkowo prozę Hanny Krall.
Krótkie sprawozdania składające się na dwie części książki
chciałyby chyba uważać się za reportaże. Ale jakkolwiek szeroka
może być granica tego gatunku nie jestem pewna czy pomieści
również te niemalże poetycko napisane teksty. Trudno mi także dać
wiarę autentyczności opisywanych wydarzeń. Miejscami czuję, że
pomiędzy wersy niektórych historii wkrada się fikcja. Pozostaje mi
jedynie stwierdzić, że Krall bez wątpienia poszerzyła granice
gatunkowe reportażu i napisała książkę pełną różnego rodzaju
inspiracji. Chylę więc czoła przed mistrzynią krótkiej formy,
oszczędnych znaczeń, skromnych słów, głębokich symboli i
treściwych zdań dających wielkie objawienia. Nie ma nic bardziej
kunsztownego w historii polskiej literatury niż przynoszące miliony
znaczeń minimalnie krótkie zdania Hanny Krall. Dla takich perełek
chociażby jak ta: „Usiadła –
stukilowa kobieta – na stuletnim krześle” warto
przeczytać tą książkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz