piątek, 19 grudnia 2014

Ocalenie w pamięci


Zyta Oryszyn, Ocalenie Atlantydy, 2012



Wcale nie było jasne czy Żelazna Kurtyna sięga aż do nieba, czy tylko do pierwszych byle jakich chmur. Mietek Szczęsny twierdził, że tylko do pierwszych chmur. Bo jeżeli sięgałaby aż do nieba, to musiałyby w niej być jakieś śluzy czy co, żeby samoloty mogły latać.
Nie wiadomo też, jak daleko ta kurtyna sięga w dół. Czy tylko dotyka ziemi. Czy też wkopała się w jej głąb. Bo jeżeli się wkopała, to koniecznie trzeba mieć saperską łopatkę, żeby zrobić pod nią podkop.
Babka Olka Walewskiego uważała, że kurtyna nie sięga zbyt wysoko i że można ją zdobyć jak lodową górę, i namawiała do zaopatrzenia się w liny i w haki.”


Ciężko czytało mi się tą książkę. Moja przygoda z nią była jednak bardzo zabawna. Bywały bowiem momenty, kiedy nie mogłam złapać oddechu z rozkoszy nad oryginalnym formułowaniem różnych zwrotów, opisywaniem zwyczajnych wydarzeń jak niesamowitych zjawisk i nad lekkością słów, które wydawały się miejscami unosić nad drukiem. Niektóre fragmenty tej książki chłonęłam więc w zachwycie. W innych miejscach jednak dopadało mnie znudzenie i zniechęcenie, przewracałam z niezrozumieniem kolejne kartki. Nie wiem, z czego to wynika. Może forma trochę tu przerosła treść. Może pojedyncze opowiadania same w sobie są perełkami doskonałości ale wrzucone pod jeden tytuł do wspólnego zbioru nie sprawdziły się. Nie wiem. Fakt jest jednak faktem, że moja długa podróż przez tą książkę zakłóciła trochę płynność w jej odbiorze. Mnogość wątków i bohaterów pomieszała mi w głowie ciąg fabuły w związku z czym mam lekkie wyrzuty sumienia co do Ocalenia Atlantydy. Powinnam przeczytać ją za jednym razem...ale nie dałam rady. Odłożona podczas czytania na półkę, długo nie przyciągała.


Temat za jaki wzięła się Zyta Oryszyn jest ciekawy i intrygujący. Autorka snuje swoje opowieści od czasów wojennych po końcówkę XX wieku, skupiając się na wydarzeniach jakie miały miejsce na Dolnym Śląsku, gdzie po wojnie trafili przesiedleńcy z ziem wschodnich. Mimo powagi opisanych czasów, podczas lektury można się zaśmiać, co jest dobrym kontrastem dla mnogości wszechobecnej w książce śmierci.

Punktem odniesienia dla zmieniających się z czasem powieściowym bohaterów, staje się dom na skraju lasu. Tzw. Farma lisów przechodzi z rąk do rąk będąc dla każdego jej mieszkańca „małą ojczyzną”, domem rodzinnym do którego wzdycha się całe życie. Podczas zmieniającego się w Polsce ustroju, z biegiem historii wykreowanym przez autorkę postaciom chodzi o tytułowe „Ocalenie Atlantydy”, bo kiedy przestaje już zależeć im na przetrwaniu, chcą przede wszystkim ocaleć w pamięci innych. Jednym słowem....nie chcą przeminąć. Tak jak my wszyscy. „Twoja pamięć, będzie moim ocaleniem”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz