Witold Szabłowski Zabójca z miasta
moreli, 2010
W Turcji polityków rozpoznaje się
po wąsach.
Najdłuższe mają nacjonaliści.
Nieco krótsze – socjaliści. Najkrótrze – islamiści.
Wąsiska nacjonalistówsa przycięte
nadustami, wypielęgnowane. Końcówki zwisają w dół brody. Tworzą
podkówkę, która biegnie tam gdzie kończy się twarz, a zaczyna
szyja. (...) Socjaliści mają pod nosem pierzynkę zachodzącą na
zęby. Jeśli jej nie pielęgnować włazi do ust. (...) Najbardziej
o swoje wąsy dbają jednak islamiści. Mają ich dokładnie tyle,
ile przestrzeni na wąsy przewidziała natura. Przycinają je tak, by
miały nie więcej niż pięć milimetrów długości.
Trzynaście
reportaży dziennikarza Witolda Szabłowskiego (który zna
Turcję jak własną kieszeń) to porządna garść informacji o
historii, polityce, kulturze, mentalności i obyczajowości Turcji.
Autor odwiedza wielkie metropolie i małe miejscowości leżące
daleko poza turystycznym szlakiem. Opowiadając o spotkanych Turkach
i samym im dając opowiadać, reportażysta uświadomił mi sporo
ważnych zjawisk, o których wcześniej nie wiedziałam. Przeraził
mnie fakt, że brutalne obyczaje o
jakich przeczytałam w książce nadal mają miejsce. Kilkakrotnie
słyszałam podobne opowieści od spotkanych w Niemczech Azjatów,
ale wciąż łudziłam się chyba, że wymuszane małżeństwa,
honorowe zabójstwa, sprzedawanie sióstr do domów publicznych czy
haniebne traktowanie kobiet to historie z ubiegłego wieku, że w
dzisiejszych czasach, na pewno wszystko się zmieniło. Szabłowski
głośno i wyraźnie przeczy moim przypuszczeniom. Sprawy, o których
opowiada są nadal żywe i aktualne.
Każdego roku na wschodzie Turcji
zabijanych jest kilkadziesiąt młodych dziewczyn. Kolejne giną w
nieznanych lub dziwnych okolicznościach. To ofiary honorowych
zabójstw, tradycji, która każe krewnym zabijać kobiety, gdy
splamią honor rodziny.
Najbardziej podoba
mi się w tej książce lekkie pióro autora i swobodny styl jego
narracji. Reportaże czyta się znakomicie i nawet kiedy Szabłowski
stara się przedstawić historię kraju i jego polityczne zawiłości
razem z wielkimi przywódcami jak Atatürk czy Erdoğana, robi to na
tyle przystępnie, że każdy laik w temacie świetnie się
odnajdzie. W tekstach społecznych autor doszukując się w dziejach
opisanego przez siebie kraju raczej skandalicznych tematów jak:
obrzezanie, seksualne inicjacje, prostytucja albo reinkarnacje
dziewiczych błon Turczynek, nie robi z tego sensacji lecz odnajduje
potrafiących opowiedzieć swoje historie ludzi i daje nam możliwość
wysłuchania ich własnych poglądów. Każdy problem społeczności
tureckiej potrafi pokazać od strony zwolenników i przeciwników.
Stara się zrozumieć i nie oceniać. Przez książkę przewijają
się wątki polskie. Wcześniej nigdy bym nie pomyślała, że dla
mieszkańców Turcji, ojczyzny noblisty Orhama Pamuka, posiadaczy
egzotycznego Stambułu i pięknej Hagi Sophii, Polska może wydawać
się imponująca.
W
książce obok zwykłych osób pojawiają się także ważni tureccy
bohaterowie. Tytułowy reportaż drobiazgowo opisuje niedoszłego
zabójcę papieża Jana Pawła II Ali Agce, inny krawca Saddama
Husajna albo zabawną historię o bajbajbuszach i obrzuconym butami
amerykańskim prezydencie. Z wszystkich tekstów przebija poczucie
humoru autora, które sprawia, że nawet ciężkie tematy nie
obciążają czytelnika psychicznie. W innym przypadku, książka
jednoznacznie kojarzyłaby mi się ze straszną opowieścią o
smutnym kraju. Cieszę się, że rozdarci między wschodem i zachodem
mieszkańcy Turcji o egzotycznych imionach, dzięki świetnym
reportażom Witolda Szabłowskiego przestali być dla mnie anonimowi.
Trochę jednak żałuję, że nie znalazłam tu pozytywnych
bohaterów. Autor nie pokusił się o pokazanie dla równowagi
szczęśliwych Turków ich rodzin,
kobiet
dumnych z tego, że noszą chusty i inteligentnej młodzieży
dbającej o kultywowanie tradycji. Wiem, że tacy też tam mieszkają.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz