Roma Ligocka, Wszystko z miłości,
2007
"Z biegiem lat staję się
kimś w rodzaju "tłumacza uczuć". Lubię przyglądać się
ludzkim sprawom z coraz innej strony i stale od nowa. Coraz bardziej
zajmuje mnie nie to, co na zewnątrz, co jest wokól nas – ale to,
co jest w nas, co nam w duszy gra, śpiewa, czasem płacze, a czasem
tylko kołacze się bezradnie."
Swój zbiór felietonów Roma Ligocka
zilustrowała subtelnymi
szkicami postaci ludzkich. Teksty te
opowiadają bowiem o ludziach, którzy inspirują autorkę. Poza tym
pisze także o sobie samej i o swoim artystycznym sposobie
postrzegania świata. Są to teksty krótkie,
zwięzłe, proste, bazujące na konkretnym spostrzeżeniu, wydarzeniu
lub po prostu refleksji. Chociaż Ligocka
nie odkryła przede mną czegoś, czego nie
wiedziałabym do tej pory, to jednak dostarczyła
mi kilku bardzo przyjemnych i pozytywnych
chwil. Świat widziany oczami artysty godny jest tego, aby go
opisywać. Pisarka ma nieprawdopodobną
zdolność do zachwytu nad szczegółami. Potrafi stworzyć
kilkustronicowy felieton na przykład o ludziach nieśmiałych albo o
uprzejmości, o swoich rodzicach, o starych rzeczach, o
pomnikach itp.
Rysunek Romy Ligockiej |
W swojej książce autorka podsuwa też
kilka pomysłów na szczęśliwe życie. Najbardziej spodobał mi się
ten, aby stworzyć sobie od czasu do czasu
swój własny
"Dzień luksusu". Postanowić sobie, że zwykły wtorek to
święto i po prostu odpocząć bez
wyrzutów sumienia sprawiając sobie przy
tym małe przyjemności. To bardzo
dobry pomysł, sama żałuję, że nie mam czasu na swój własny
cały dzień luksusu. Chętnie jednak
skorzystam z dobrej rady i sprawie
sobie np. poranek luksusu albo luksusowe
poopłudnie!
Po
przeczytaniu kliku takich pogodnych felietonów na
jakiś czas wpadłam w bardzo optymistyczny
nastrój. I choćby dla tych kilku chwil warto przeczytać tą
książkę. Zatrzymać się trochę w biegu, poprzyglądać się
ludziom na ulicy, chmurom na niebie i porozmyślać o swoich snach.
Życie na pewno będzie przyjemniejsze. Mimo jednak całej pogody
ducha jaką wnosi w swoje teksty pisarka i malarka żydowskiego
pochodzenia, zabarwione są one mimo wszystko
trochę jej samotnością i lekko
wkradającą się melancholią typową dla starszych ludzi
podsumowujących swoje życie. Znając autobiograficzne książki
Romy Ligockiej i jej wojenne oraz powojenne przeżycia, trudno było
mi momentami skupić się na tym o czym opowiada nie pamiętając o
jej naznaczonym cierpieniem dzieciństwie. Tak jakbym w każdym
zdaniu doszukiwała się znaków tamtych lat. Wiem, że to dziwne i
sama się sobie dziwię. W ostatnim tekście zatytułowanym Scenki
rodzinne pojawia się fragment obrazujący problem, z którym
przez całe życie musi zmagać się
pisarka:
" - A ja nie lubię Żydów –
powiedział bardzo głośno i wyraźnie. - Nigdy nie lubiłem Żydów.
Śmierdzą!
Zaległa cisza i wszyscy
spojrzeli na mnie – nikogo innego w sali nie było. Miałam wielką
ochotę podejść do starszego pana.
- Tak – chciałam powiedzieć. -
Ma pan rację. Bywali Żydzi brudni, nieprzyjemni,śmierdzący. Byli,
ale już ich nie ma. Więc niech pan się nie martwi. Szansa, że
spotka pan na ulicy Żyda, jest zgoła minimalna. Czy wie pan ilu
jest w Polsce Żydów? Jest ich mniej niż dziesięć tysięcy – w
czterdziestomilionowym narodzie – mniej niż na przykład
filatelistów. Zamordowano ich wszystkich, brudnych i czystych,
młodych jak pański wnuk i starych jak pan....nie ma ich już i może
dlatego to pan siedzi przy niedzielnym obiedzie z rodziną. A ja
siedzę sama."
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz