Lipska, Gdzie indziej, 2005
PEŁNY EKRAN
Gadu-gadu telefonuje jego fotografia
Poślubna podróż przejeżdża
przez ekran
Ona w pliku białej sukni. On w
ikonach
tenisówek.
Zalogowałem się w Tobie na zawsze.
Czytam co o mnie myślisz w
twoich czcionkach.
Nadlatuje Arial.
A oni ze wspólnego okna
wyskakują wprost w witryny
przestworzy.
I tak zawsze się kończy na tajnej
służbie Security
która czeka już na nich
w pobliskiej dyskotece.
Dokoła
pełny ekran z widokiem
tego co ma jeszcze nastąpić.
Pada deszcz. Za oknem nastaje jesień.
To najlepszy czas aby posiedzieć z tomikiem wierszy i porozmyślać.
W moje ręce wpadły pięknie wydane przez Wydawnictwo Literackie
wiersze Ewy Lipskiej. Nie znam dobrze tej poetki. Jej poezja została
chyba trochę przyćmiona przez wielkich poetów epoki. W momencie
jednak kiedy "wielkich” już nie ma
a współcześni, młodzi poeci nie potrafią mnie zachwycić, sięgam
po literatów z przeszłością i doświadczeniem w piórze. Spotyka
mnie zaskoczenie. Poetka Ewa Lipska znalazła sposób aby o
współczesnych czasach pisać poetyckim językiem. Jestem
zachwycona. Okazuje się, że jednak XXI wiek może być tak samo
poetycki jak poprzednie. Czasami miałam już wrażenie, że tych
czasów nie sposób ubrać w prawdziwie poetyckie obrazy, że trzeba
szukać nowego języka do ich opisu.
W utworach
Lipskiej nie znalazłam jednak aprobaty dla czasów
współczesnych. Poetka zwraca raczej uwagę na otaczające
nas: marność, pośpiech, hałas, gadulstwo.
Podmiot liryczny jej wierszy stara się
przed tym siebie ochronić, schować
się głęboko. Często wkrada się tutaj wspomnienie
minionych lat, wciąż obecna jest
przytłaczająca świat przeszłość. Nie można przecież
przeżywać XXI wieku bez kontekstu historycznego.
Nie ma już tej kawiarni.
Jest popisujące się złoto.
W pośpiechu wykonana reprodukcja.
(...)
Nie wybaczam piękna
tamtym minionym chwilom
kiedz zapadaliśmy się
w czerwone skórzane fotele
i dodawaliśmy chmury do kawy.
(Cafe Muzeum)
Pojawia się więc
w tomiku Gdzie indziej także wojna, trochę Boga, dochodzą
do głosu obrazy przemijania i uciekającego
czasu, skrada się gdzieś między wersami starość.
Wiersze: Tramwaj, Otchłań, Pomnik czy
Popołudnie owiane są lekko melancholijnym nastrojem z
zabawnym przymrużeniem oka.
Rozmawiamy o
wojnie.
W ogrodzie
bagnety irysów.
Siedzimy na
huśtawce.
Za zakrętem
znika trąbka.
Popycha nas
wiatr.
W górę życie.
W dół śmierć.
W górę życie.
W dół śmierć.
W górę
życie.(...)
(Popołudnie)
Odnoszę wrażenie,
że poetka jest pełna niepokoju o przyszłość naszej
cywilizacji, martwią ją zarówno losy
całego społeczeństwa jak też indywidualnych istnień. Szkoda,
że oprócz przyznania jej racji nic nie mogę z tym zrobić. Może
tylko spróbować powalczyć aby świat mojego najbliższego
otoczenia był lepszy od przeciętnego.
Czasem widzisz jak z głów
sypie się tynk.
Łuszczy się elewacja rozumu.
Znowu historia.
Po co do
niej wracać,
kiedy i tak wszystko przed nami.
Stało się. Nie odstanie.
Siedzę pod byle jakim niebem
i słucham co mówi przeciętność.
(...)
(Otchłań)
Podobają mi się wiersze Ewy
Lipskiej o poezji i poetach. Niedocenione,
czasem wyśmiewane, kiepsko opłacalne zajęcie. Artyści często
dumają nad własnym losem. Obawiam się jednak, że już nigdy nie
pojawią się czasy kiedy poeta będzie na piedestale. Mogą mu
ewentualnie postawić pomnik na środku miasta, z którego także
Lipska kpi. Woli więc stwierdzić po prostu, że poetów nie ma!
Poetów nie ma.
Jest tylko moment nieuwagi.
Gra słów na ruchliwej jezdni.
Na wypadek
wiersza.
(Moment nieuwagi)
O poezji i poetach
pisano już wiele. Pierwszy raz jednak przeczytałam wiersz o tłumaczach. Ewa Lipska poświęca im cały
krótki poemat.
Moi tłumacze. Oni. Mój ciąg
dalszy.
Moja – Ich
sterta czasu na stole.
Konfitury słowników.
(Moi Tłumacze)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz