wtorek, 9 września 2014

Poetycka moc prozy


Alessandro Baricco, Jedwab, 1996

 

 
 
 
 
 
"Był rok 1861. Flaubert pisał Salammbo, światło elektryczne było dopiero hipotezą, a Abraham Lincoln, po drugiej stronie oceanu, prowadził wojnę, której końca nie miał nigdy zobaczyć"

 
 
 

Nie mam dużego doświadczenia z włoską literaturą. Z tym większym zaciekawieniem sięgnęłam po skromną książeczkę Alessandro Baricco. Historia przez niego opisana (a raczej sposób w jaki to zrobił) zawładnęła mną przez godzinę na placu zabaw. Zerkając na rozbawione, małe brzdące przeniosłam się w daleki świat XIX wieku.

Treść tej książki można streścić w jednym zdaniu. Opowiada o życiu kupca-podróżnika, którego nazwiska nawet nie potrafię wymówić, jego żonie o pięknym głosie oraz dalekiej Japonii dokąd jeździł w celach zawodowych. Historię tą można by rozwinąć do co najmniej trzystustronicowej książki. Można by opisać niezwykłe, egzotyczne podróże głównego bohatera. Można by rozwodzić się nad tęsknotą pięknej, młodej żony czekającej w małej francuskiej miejscowości na powroty swojego męża. Można by w końcu rozwinąć wątek romansu japońskiego, jaki spotyka naszego kupca albo uwikłać go w tamtejsze wojny. Wyobraźnia podsuwa mi przeróżne warianty. Autor jednak nie taką książkę miał w zamyśle. Dalekie podróże swojego bohatera zamyka w kilku, powtarzanych za każdym razem zdaniach:


"Herve Joncour wyruszył (...) Przekroczył granicę koło Metzu, minął Winterbergię i Bawarię, znalazł się w Austrii, pociągiem dojechał do Wiednia i Budapesztu, a potem dalej aż do Kijowa. Przejechał konno dwa tysiące kilometrów rosyjskiego stepu, minął Ural, znalazł się na Syberii, po czterdziestu dniach drogi przybył nad jezioro Bajkał, które miejscowa ludność nazywała morzem. Z biegiem rzeki Amur, wzdłuż chińskiej granicy dotarł do oceanu i zatrzymał się w porcie Sabrik, gdzie spędził jedenaście dni w oczekiwaniu na statek holenderskich przemytników, który następnie dowiózł go do przylądka Taraya na zachodnim wybrzeżu Japonii. Pieszo, bocznymi drogami, przemierzył prowincje Ishikawa....".

Nie treść tej książki jest więc jej nawiększą siłą a narracja, język, poetycki czar, nastrój i styl autora. Baricco posłużył się oryginalnym, opartym na powtórzeniach, krótkich zdaniach, jasnym przekazie i metaforycznym znaczeniu sposobem opowieści. Ileż treści i znaczeń można zmieścić na stu stronach! Potrafią to tylko mistrzowie. Każdy krótki rozdział przynosi masę refleksji. Mnie po tej książce oświeciła świadomość, że życie jest jasne i proste. Byłabym szczęśliwa gdybym mogła opowiedzieć o sobie właśnie w takich krótkich, wszystko mówiących zdaniach. Jedwab został w 2007 roku zekranizowany, nie wyobrażam sobie tego filmu, moc i magiczność książki włoskiego autora tkwi przecież w słowach. Może kiedyś uda mi się go obejrzeć. Póki co zachwycam się ostatnim zdaniem:

" Co jakiś czas, w wietrzne dni, schodził mad jezioro i wpatrywał się w nie całymi godzinami, miał bowiem wrażenie, że na wodzie rysuje się ulotny, niewytłumaczalny spektakl, jakim było jego życie".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz