Antoni Libera, Madame, 1998
Była to
trzydziestoparoletnia, nader przystojna niewiasta, która w
zasadniczy sposób odbijała od reszty nauczycieli – szarych,
zgorzkniałych, nudnych, w najlepszym razie nijakich. Chodziła
elegancko ubrana, wyłączni w garderobie produkcji zachodniej ( to
się widziało od razu), miała wypielęgnowane ręce, zdobione
gustowną biżuterią, i bił od niej odurzający zapach dobrych,
francuskich perfum. Jej twarz pokrywał zawsze starannie zrobiony
makijaż, a głowę wieńczyły lśniące, kasztanowe włosy,
przycięte krótko i zgrabnie ułożone ponad długą, wysmukłą
szyją. Trzymała się prosto, miała nienaganne maniery, a przy tym
ciągnął od niej jakiś mrożący chłód.
Piękna i zimna,
wspaniała i nieprzystępna, dumna i bezlitosna – istna Królowa
Śniegu.
Książka Libery wydaje
się być pisana pod wielkim natchnieniem, tak samo się ją czyta.
Naszpikowana przeróżnego rodzaju aluzjami literackimi, polemikami z
dziełami filozoficznymi, przepełniona historycznymi i politycznymi
dygresjami stwarza wrażenie niezwykle intelektualnej lektury. Libera
daje jednak nie tylko niezwykły popis swojej erudycji ale tworzy
także dzieło będące niejako periodykiem na cześć słowa i
języka. To powieść stylistycznie nienaganna i leksykalnie
znakomita. Lingwistyczne umiejętności głównego bohatera
sprawiają, że otaczający go szary świat peerelowskiej
rzeczywistości nabiera barw. Kolejna książka, która składa
pokłon pięknu języka polskiego.
Głównego
bohatera-narratora zastajemy w Polsce Ludowej jako kończącego
szkołę licealistę. W klasie maturalnej języka francuskiego
zaczyna uczyć go zjawiskowa pani dyrektor, która powoli staje się
jego natchnieniem. Zafascynowany niezwykłą
kobietą stara się za wszelką cenę
poznać jej koleje życia. Za pomocą kłamstw, mataczeń i nie
zawsze legalnych sposobów udaje mu się to lepiej niż przypuszczał.
Trudno mi scharakteryzować tego chłopaka. Nie wiem, czy ktokolwiek
mógłby się z nim utożsamić, podejrzewam, że nie znajdziemy
dziś aż tak inteligentnego maturzysty. Wszechstronnie utalentowany
z aspiracjami artystycznymi, świetny szachista, muzyk, aktor. Sypie
cytatami, mówi wierszem, czyta wielkie dzieła tylko w oryginale,
świetnie włada francuskim a do tego
posiada niezwykły urok osobisty co nieraz ułatwia mu życie. Nie
wiem czy autor nieco przesadził z tą postacią czy od razu chciał
stworzyć osiemnastoletniego geniusza. Jego wszechstronność
niestety zamiast zachwycać czasami irytuje. Z góry wiadomo, że
wszystko mu się uda. Przez swoją idealność staje się niestety
nieco nierealny.
Sama historia wciąga
jednak niesamowicie. Razem z licealistą zachwycałam się piękną
dyrektorką, zawładnęła mną pasja odkrycia wszystkich jej
tajemnic i historii niezwykłego życia. Wątek detektywistyczny
poprowadzono tutaj zdecydowanie na wysokim poziomie, jednak myślę,
że wszyscy, którzy tak samo jak ja przedzierali się niecierpliwie
przez kolejne strony powieści, oczekiwali czegoś więcej od pięknej
Madame. Chociaż książka kończy się zgrabną puentą pozostawia
jednak straszny niedosyt. Chciałabym pociągnąć dalej tą
opowieść. Bezlitosnym jest pozostawiać czytelnika z tysiącem
niedomówień. Siłą rzeczy stanęło na tym, że sama wymyślam
sobie dalsze koleje losu zarówno Madame jak i jej wielbiciela.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz