Justyna Bargielska, Bach for my
baby, 2012
Nie potrafię rozgryźć tych wierszy.
Chyba za szybko je przez siebie przepuściłam. Może nie powinnam
jeszcze o nich pisać. Czytam i czytam, powtarzam ciekawsze frazy w
pamięci, intrygują mnie ale nic jeszcze nie mówią, nie
przemawiają do mnie. Wiersze w tym tomie, czytane jedne po drugim
wydają się na pierwszy rzut oka bełkotem, dopiero po zatrzymaniu
się na jednym utworze, nie przechodząc od razu do drugiego, wersy
układają się w jakiś sens. Niestety, ciągle nie wiem jaki.
Książka ta, będąca już czwartym
tomem poezji Justyny Bargielskiej znalazła się w finale Nike 2013.
Dlatego ją roztrząsam, szukam w tych wierszach czegoś dla siebie.
Poetka ma jedyny w swoim rodzaju styl. Zwyczajne z pozoru zdania
kryją w sobie metafory. Utwory te wydają się być strzępkami
myśli zapisanych w pośpiechu, wyznaniami zakochanej bądź nie,
kobiety. W niektórych odrzuca mnie ten na wskroś współczesny
język, którego wciąż się czepiam, który nie pozwala mi poczuć
się poetycko. A tego właśnie oczekuję od poezji, aby uduchowiła
mnie na kilka momentów, dała odskocznie w inny, piękniejszy niż
ten za oknem świat. Daje mi to Szymborska, Miłosz, Barańczak a
nawet Mickiewicz i Słowacki. Bargielska i inni młodzi polscy poeci
mi tego nie potrafią dać.
Poetka jednak intryguje mnie na tyle,
że chcę ją rozgryzać, rozłożyć te współczesne wiersze na
części pierwsze, zobaczyć co mają w środku. Podobają mi się
jej niebanalne zbitki słów. Potrafi ciekawie ująć temat kobiety,
ciała, erotyzmu a nawet o miłości mówi całkiem niebanalnie. No i
wymyślne tytuły wierszy, które zdecydowanie nie brzmią poetycko: Ona liczy
na seks; Dwa lustra, w którym jedno powiększające; To nie jest
żaden z tych słodkich arbuzów; Kolego, kolego, zostaw marginesik;
Pies ci je kapelusz; Kobieta obwieszcza pszczołom śmierć pana domu
i zakłada czarną wstążkę na ulu.
W
całym tym chaosie słów jest jednak jeden wiersz, którego
chciałabym nauczyć się na pamięć. Swoją normalnością odstaje
trochę od reszty. Zgrabnie i pięknie zamyka cały zbiór. Ujmę to
nawet w ten sposób, że potwierdza on talent
poetki.
Inna Róża
Urodziłam niesamowicie piękną
córkę, jej zęby,
jej włosy są jak z Pieśni nad
Pieśniami. I sama
poczułam się piękna, dziękuję.
Ale ona
to zupełnie inne piękno,
to jest piękno, które chcę
chronić.
Gdybym miała jakieś swoje piękno,
wstydziłabym się go,
zresztą pewnie mam jakieś piękno,
faceci
nie lataliby tak za mną, gdybym go
nie miała,
ale nie lubię swojego piękna, bo
faceci
latają za nim. Piękno mojej córki
to co innego. Piękno mojej córki,
tak uważam,
jest jedyną nadzieją tego świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz