Don Brown, Inferno, 2013
Sięgając po kolejną książkę Dona
Browna wiedziałam, że czeka mnie kilka napiętych wieczorów w
oczekiwaniu, czy profesorowi ikonografii Robertowi Longdonowi znowu
uda się zbawić świat. Niepojętym pozostaje dla mnie, iż
doskonale znając styl Browna, gdyż wszystkie jego książki
opierają się przecież na tym samym schemacie, i nie tylko
domyślając się zakończenia ale nawet będąc gotowa na to, że
często motywacje i działania wykreowanych przez autora postaci
diametralnie różnią się od tego, na co wskazują pozory, to
jednak kolejny raz dałam się wciągnąć w pasjonujący wyścig z
czasem profesora Langdona.
Inferno pozostanie książką,
którą zawsze będzie mi miło wziąć do ręki. Jest w niej
wszystko czego potrzeba mi do zatracenia się w fikcyjnym świecie.
Rzeczywistość tworzona przez Dona Browna przepełniona jest
teoriami spiskowymi. Po Cyfrowej twierdzy z 1998 roku, w
której TRANSLATOR super-komputer potrafi złamać każdy szyfr i NSA
z łatwością kontroluje korespondencję ludzkości i po Iluminatach
walczących z Kościołem w Aniołach i Demonach z 2001 roku
jak też po fenomenalnym Kodzie Leonarda da Vinci z 2003 roku
doczekałam się włoskiej powieści Browna.
Inferno przenosi czytelnika do
Florencji, Wenecji a w finale aż do Turcji. Główny bohater stara
się tym razem nie dopuścić do rozpowszechnienia stworzonego przez
genialnego i jednocześnie szalonego naukowca, wirusa mającego
„oczyścić ludzkość” i zbawić świat przed przeludnieniem. W
towarzystwie tajemniczej lekarki w blond kucyku Longdon ucieka przed
włoską policją po Florencji tropem pozostawionym przez autora
wirusa, starając się odczytać na nowo fenomenalną Boską
Komedię Dantego i próbując poradzić sobie jednocześnie ze
swoją kilkudniową amnezją.
Pisarski talent Browna sprawia,
że powieść pochłania się z słodką nieświadomością upływu
czasu. Krótkie i treściwe rozdziały przeskakują między kartkami
jeden za drugim a towarzyszące czytaniu napięcie wzrasta z każdą
stroną. Krytycy okrzyknęli książki Browna literaturą
podróżniczą, świetnie pochłania się je bowiem w drodze...w
pociągu, metrze, samolocie. Nie trzeba wielkiego skupienia aby
podążać tropem profesora Langdona i zrozumieć jego perypetie. Co
absolutnie nie ujmuje wartości tych książek. Wręcz przeciwnie,
wynosi się z nich całkiem sporo nauki. Swoim Inferno
Brown naznacza problem przeludnienia, skrupulatnie go analizując,
przypomina biografię Dantego Alighierii i wielkie wartości Boskiej
Komedii, zachęcając jednocześnie do
lepszego poznania tego XIV- wiecznego dzieła, no i przede wszystkim
oprowadza po pięknych miastach, tropem zupełnie innym niż
standardowe przewodniki.
Z łatwością mogłam sobie wyobrazić ucieczkę
Langdona po uliczkach Florencji i Wenecji, gdyż znam te miasta i z
wielką przyjemnością towarzyszyłam bohaterom książki. Zabawne
skojarzenia jakie pozostały mi po ostatniej wizycie we Florencji z
ogrodów Boboli, gdzie ukrywał się fikcyjny bohater Browna
sprawiły, że na chwilę znowu się tam przeniosłam, oczami
wyobraźni widziałam także wielkie tłumy turystów w Galerii
Uffizi albo na upalnym Placu św. Marka w Wenecji. Przy następnej
wizycie w tych miastach na pewno zwrócę też uwagę na pozostałe
miejsca jakie opisał Brown. Profesor Longdon kolejny raz nie zawiódł
moich oczekiwań, tłumacząc drobiazgowo przeróżne zagadki ukryte
w wielkich dziełach sztuki, niestety zawiódł mnie autor książki,
raczej kiepskim, przydługim i nie rozwiązującym niczego
zakończeniem. Pozostało mi wrażenie, że na ostatnie rozdziały
zabrakło pisarzowi pomysłu. Napięcie opada długo przed finałem
książki.
Mimo końcowego niesmaku chwile z Inferno były
pasjonującą przygodą, otworzyły mi w głowie kilka „klapek” i
uświadomiły sporo istotnych spraw. W księgarni widziałam książkę
interpretującą dzieła sztuki o jakich mowa w powieści oraz
drobiazgowo opisującą wszystkie ciekawostki i sprawy poruszane
przez Browna. Słyszałam także, że trwają już prace nad
ekranizacją tego bestsellera. Jak
widać wokół książki dużo się dzieje. A tymczasem sam Down
Brawn przyznaje się w jednym z wywiadów, że przygotowuje
koleją książkę o europejskim mieście i wyjechał do....Pragi!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz